
CZY WARTO GRAĆ W PRZYPOMINANIE?
A
A
A
Przestrzeń Bunkra Sztuki na czas trwania wystawy Roberta Kuśmirowskiego całkowicie zmienia swój charakter. Staje się enklawą rzeczy w środku miasta, Arką Noego, w której na wypadek zagłady zostaje ocalony przynajmniej jeden przedmiot z każdego gatunku. Galeria przypomina gigantyczne wykopalisko odkryte przez archeologów z przeszłości. Na parterze artysta zaaranżował tymczasowe muzeum zabawek na bazie zbiorów rodziny Sosenków. Zamiast leżeć w gablotach, w idealnym/muzealnym porządku stoją wszędzie, jakby artysta zamierzał zostawiać zwiedzającym jedynie wąską ścieżkę, po której można się poruszać. Im dalej od wejścia tym przedmioty stoją w coraz większym zagęszczeniu. Przejście z parteru na piętro zostało zaklejone zbieranymi przez dwanaście lat, wyprostowanymi papierkami po cukierkach. Na piętrze jest chłodno i panuje półmrok. W przeciwieństwie do poukładanego parteru, przedmioty panoszą się tu jeszcze swobodniej. Oddzielone od zwiedzających metalowymi siatkami stwarzają wrażenie składu, odnalezionego po wiekach zapomnianego miasta, wyłowionego z dna morza statku, opustoszałego magazynu, do którego przez lata nie można było znaleźć klucza. Wzrok ślizga się po powierzchni eksponatów. Trudno od razu zogniskować spojrzenie na konkretnych obiektach. Dostrzega się najpierw zbitą masę, po chwili warstwy i dopiero potem poszczególne przedmioty. To na czym je ustawiono, co jest obok, co w tle. Odbiorca daje się wciągnąć w sytuację, która zmusza go do rozwiązywania zagadek, mozolnego oddzielania i wyodrębniania. Magma obiektów zalewa galerię. To co czyste, wypolerowane i ustawione zgodnie z logicznym kluczem prezentowane jest na paterze. Brudne, zardzewiałe, uszczerbione imitacje bez racjonalnych związków między sobą, piętrzą się na górze.
Magazyn stworzony w Bunkrze Sztuki jest kopalnią, do której odbiorca zostaje wpuszczony na łowy. To, czego szuka, musi zostać w tym miejscu znalezione. Albo na parterze, przypominającym rzęsiście oświetlony pokój z bożonarodzeniową choinką z mnóstwem prezentów – zabawek, w których można brodzić w podnieceniu, poszukując tej, którą chciało się dostać, albo na zakurzonym piętrze – mrocznym strychu, który przemierza się powoli, ostrożnie, w poszukiwaniu skarbu. Można tu poczuć się nie na miejscu, podobnie jak w momencie wkraczania w miejsce dawno nie odwiedzane, nawiedzone, wymarłe. Od nagromadzonych eksponatów oddzielają widza kraty. Można podziwiać je jedynie z daleka. Nie można zbadać realności przedmiotów, sprawdzić ich statusu. Totalna eksploracja jest zablokowana. Kuśmirowski nie powiązuje przedmiotów jedną opowieścią. Pokazuje zużyte, naznaczone, konkretne, zagnieżdżone jedne na drugich, piętrzące się, zmultiplikowane. Cała wystawa przypomina gigantyczną gąbkę, w której miękkie pory, warstwy, można zapadać się. Stwarza okazję do odkrywania bezcennego, niezmierzonego złoża rzeczy i ich precyzyjnie odtworzonych imitacji. Artysta preparuje przedmioty na potrzeby widza, który eksploruje ten gigantyczny skład.

Wystawa jest precyzyjnie rozplanowaną scenografią, dekoracją, w której można się zgubić. Na końcu ekspozycji wchodzi się niepostrzeżenie w ślepy zaułek, do zabałaganionego laboratorium, pracowni opętanego jedną ideą szalonego naukowca. Ekspozycja została zaaranżowana w sposób, który pozwala śledzić kolejne boksy z drobiazgowo odtworzonymi rekwizytami w jednym ciągu, przeskakiwać spojrzeniem z jednego do drugiego, napotykając kolejne miejsca. W wizji Kuśmirowskiego nie wyczuwa się ostrych granic między wiedzą reprezentowaną przez oświetloną bibliotekę, chęci poznania (gabinet lekarski, preparaty, próbówki, czaszki) a szaleństwem multimedialnym panującym w gabinecie alter ego artysty – naukowca chcącego stworzyć nowego człowieka albo przenieść się w czasie.
Na wystawie w Bunkrze będącej opus magnum Kuśmirowskiego, zebrano wątki pojawiające się regularnie w dotychczasowej twórczości artysty: laboratorium alchemicznego, cmentarzyska, biblioteki, magazynu. Tytuł „Masyw kolekcjonerski” jest odzwierciedleniem zaskakującej skali przedsięwzięcia jako próby zebrania wszystkiego. Samo słowo masyw nasuwa skojarzenia z ogromem, przetłaczającą mnogością, czymś, co pochłania sobą wszystko, co napotyka. W przypadku wystawy Kuśmirowskiego jest to zbiór doskonały, który wchłania spojrzenie widza. Porywa upostaciowieniem obsesji kolekcjonowania. Jak powiedział w jednym z wywiadów artysta: „Za 20, 30 lat zginąłbym pod lawiną rzeczy. Dlatego zamierzam unicestwić to, co zebrałem. Jestem emocjonalnie gotów na zamordowanie własnej pasji”.

Magazyn stworzony w Bunkrze Sztuki jest kopalnią, do której odbiorca zostaje wpuszczony na łowy. To, czego szuka, musi zostać w tym miejscu znalezione. Albo na parterze, przypominającym rzęsiście oświetlony pokój z bożonarodzeniową choinką z mnóstwem prezentów – zabawek, w których można brodzić w podnieceniu, poszukując tej, którą chciało się dostać, albo na zakurzonym piętrze – mrocznym strychu, który przemierza się powoli, ostrożnie, w poszukiwaniu skarbu. Można tu poczuć się nie na miejscu, podobnie jak w momencie wkraczania w miejsce dawno nie odwiedzane, nawiedzone, wymarłe. Od nagromadzonych eksponatów oddzielają widza kraty. Można podziwiać je jedynie z daleka. Nie można zbadać realności przedmiotów, sprawdzić ich statusu. Totalna eksploracja jest zablokowana. Kuśmirowski nie powiązuje przedmiotów jedną opowieścią. Pokazuje zużyte, naznaczone, konkretne, zagnieżdżone jedne na drugich, piętrzące się, zmultiplikowane. Cała wystawa przypomina gigantyczną gąbkę, w której miękkie pory, warstwy, można zapadać się. Stwarza okazję do odkrywania bezcennego, niezmierzonego złoża rzeczy i ich precyzyjnie odtworzonych imitacji. Artysta preparuje przedmioty na potrzeby widza, który eksploruje ten gigantyczny skład.

Wystawa jest precyzyjnie rozplanowaną scenografią, dekoracją, w której można się zgubić. Na końcu ekspozycji wchodzi się niepostrzeżenie w ślepy zaułek, do zabałaganionego laboratorium, pracowni opętanego jedną ideą szalonego naukowca. Ekspozycja została zaaranżowana w sposób, który pozwala śledzić kolejne boksy z drobiazgowo odtworzonymi rekwizytami w jednym ciągu, przeskakiwać spojrzeniem z jednego do drugiego, napotykając kolejne miejsca. W wizji Kuśmirowskiego nie wyczuwa się ostrych granic między wiedzą reprezentowaną przez oświetloną bibliotekę, chęci poznania (gabinet lekarski, preparaty, próbówki, czaszki) a szaleństwem multimedialnym panującym w gabinecie alter ego artysty – naukowca chcącego stworzyć nowego człowieka albo przenieść się w czasie.
Na wystawie w Bunkrze będącej opus magnum Kuśmirowskiego, zebrano wątki pojawiające się regularnie w dotychczasowej twórczości artysty: laboratorium alchemicznego, cmentarzyska, biblioteki, magazynu. Tytuł „Masyw kolekcjonerski” jest odzwierciedleniem zaskakującej skali przedsięwzięcia jako próby zebrania wszystkiego. Samo słowo masyw nasuwa skojarzenia z ogromem, przetłaczającą mnogością, czymś, co pochłania sobą wszystko, co napotyka. W przypadku wystawy Kuśmirowskiego jest to zbiór doskonały, który wchłania spojrzenie widza. Porywa upostaciowieniem obsesji kolekcjonowania. Jak powiedział w jednym z wywiadów artysta: „Za 20, 30 lat zginąłbym pod lawiną rzeczy. Dlatego zamierzam unicestwić to, co zebrałem. Jestem emocjonalnie gotów na zamordowanie własnej pasji”.


Robert Kuśmirowski, „Masyw Kolekcjonerski”, 6 stycznia – 22 lutego 2009, Bunkier Sztuki, Kraków.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |