
W SAMYM SERCU PIEKŁA RZECZY
A
A
A
Filozofia pojmowała rzecz jako cokolwiek, co mogło być przedmiotem postrzegania zmysłowego, trwa w czasie i czemu przypisujemy byt niezależny od nas. Rzeczy, jak zauważa Martin Heidegger, to zgromadzenie się czegoś, jednak z ukrytym wewnątrz sporem, czynnikiem różniącym. Koncepcję tę wywodzi od znaczenia staroniemieckiego thing oznaczającego „zbieranie się (...) w celu rozsądzenia omawianej sprawy, spornego przypadku”. Według Platona, rzeczy mimo ogólnej nazwy dzielą się na mniejsze grupy przez charakterystyczne dla nich formy. Odróżnienie tych cech jest dalekim zaczątkiem kolekcji. W renesansie wielką popularnością cieszyły się zalążki muzeów – Gabinety Osobliwości – specjalne miejsca, w których umieszczano najróżniejsze przedmioty, jako obiekty badań. Redefiniująca ich status wystawa tria kuratorskiego w składzie: Ewa Opałka, Krzysztof Gutrański, Dominik Kuryłek miała szansę zaskoczyć wszystkich. W samej koncepcji „Piekła rzeczy” drzemały demony przedmiotów, które mogły zdominować przestrzeń galerii. Zarzucona przez komisję (wystawa jest efektem pracy na seminariach podczas Muzealniczych Studiów Kuratorskich UJ) nieokreśloność i szerokość tematu, dawała duże możliwości żonglowania motywem, odejścia od konwencjonalnych metod ekspozycji. Jednak idea „Piekła rzeczy” skonfrontowana z rzeczywistością okazała się zbyt rozlana, jak niemożliwa do ułożenia układanka, w której zabrakło elementu spinającego całość. Potwierdzona została kuratorska teza, że „piekło przedmiotów, tworzymy zatem my sami”.
Próby zorientowania się w złożonej narracji wystawy, po której błądzi się z mapką, można oprzeć na uniwersalnym spisie inwentarzowym. Zatem przestrzeń Kroniki zapełniają wszelkiego rodzaju przedmioty gotowe. Przechadzamy się i przyglądamy porcelanowym figurkom z doklejoną do nich plasteliną, porzuconemu czerwonemu cukierkowi, zniszczonej kuchence z wepchniętą do środka różową pierzyną, staremu odkurzaczowi, ułamanej butelce zawieszonej na zardzewiałym druciku. Przedmioty możemy podzielić na małe i duże, na te powiązane z domem, na miękkie i twarde. Ich klasyfikowanie wydaje się nieuniknione, mimo że nie są ustawione w grupach. Agata Biskup i Przemysław Czerpurko widzą świat dziecka przez pryzmat szklanej kuli ze sztucznym śniegiem i małym domkiem. Domek nie ma okien i drzwi. Jest zwartą czarną bryłą ze szpiczastym dachem. Kolor czarny pochłania inne, jak czarna dziura zasysa otaczający świat, zamyka go i przechowuje w swoim wnętrzu. „A Lamp for a Nightmare” Anny Bergmark ma odstraszać złe duchy, koszmary senne, demony zbierające się nad dziecięcym łóżkiem. W bajkach potwory boją się światła, a jak to wygląda w rzeczywistości?

Praca pt. „Live eviL" Grzegorza Sztwiertni to odkurzacz wydający z siebie dźwięki. Odkurzacz służy do porządkowania otaczającej przestrzeni, pochłania to, co niepotrzebne, zbędne. Nie widać gołym okiem obiektu tej walki, drobinki zostają zassane we wnętrzu przedmiotu. „Rekonstrukcje” Dominiki Skutnik to porcelanowe figurki zwierząt obklejone czerwoną plasteliną. To, co niszczeje, o ile jest istotne, powinno być zachowane, pielęgnowane. Podobnego tematu dotyka praca Jarosława Kozłowskiego, krzesło zbudowane z dwóch innych. Przedmiot, który mógłby być wyrzucony, zostaje stworzony od nowa z zachowaniem swojej użyteczności. Te działania umożliwiają rzeczom trwanie, podróżowanie w czasie, stają się wyrazem posiadania tego, co niewidoczne. „Maszyna do zadawania pytań” Karoliny Brzuzan to mechanizm z trzema, plastikowymi kołami zębatymi, gotowy do tego, by w każdej chwili zadziałać. Pojawiające się pytania, wirują nad mechanizmem, jednak jego trybiki stoją w miejscu. Żadne pytanie nie jest w stanie poruszyć przedmiotu. Zniszczona i brudna kuchenka z różową pierzyną Joanny Kawickiej to połączenie dwóch stanów. Sama kuchenka związana jest z ruchem, gotowaniem, przygotowywaniem czegoś. Pierzyna to sen, stan regeneracji, wytchnienia, spowolnienia ruchów. Dwa elementy nie rozerwalnie związane z domem, z codziennością.
Zamysłem kuratorów było wygenerowanie sytuacji, w której „to przedmioty a nie my sami będą miały głos”. Jednak przedmioty zebrane na wystawie milczą, a głos znów nadajemy im sami. Kuratorzy sami zauważają, że „umieszczenie rzeczy w kontekście galerii nie może jawić się obecnie jako gest rewolucyjny” i gestem takim po modernizmie nie jest. Przedmioty nie opowiadają nowych historii, opowiadają te dobrze już znane i tylko te, które zna odbiorca. Większość prac ma tzw. tytuł bez tytułu, oczywiście z jednej strony jest to wielką zaletą –pozostawia szerokie pole interpretacji. Z drugiej jest piekielną wadą, pozostawia odbiorcę skazanego na jego historię, na tylko i wyłącznie jego wyobrażenia. Przedmiot nie opowiada „swojej" historii, ale tę, którą widz chce usłyszeć. Juri Łotman był zdania, że duża otwartość dzieła sztuki, pozwala na mnogość interpretacji. Widz potrzebuje jakiegoś ukierunkowania myśli (umieszczenia jej w sprecyzowanym kontekście), nawet jeśli zaneguje spojrzenie twórcy, jego punkt widzenia może ulec konfrontacji.
Dominik Kuryłek w tekście zamieszczonym w „Notesie na 6 tygodni” mówił o „głoszeniu pochwały piekielnej nieokreśloności” oraz o „modelu, w którym panuje nieokreśloność, to znaczy perwersyjnym i dość wulgarnym otwarciem na wpadające z zewnątrz rzeczy”. I właśnie to szerokie otwarcie na nieokreśloność powoduje, że piekło nie zaistniało. Nie została wygenerowana żadna sytuacja, która budziłaby nasz sprzeciw. Piekło, w przeciwieństwie do nieba czy czyśćca, jest miejscem (i stanem) najbardziej umieszczonym i sprecyzowanym. To niesprecyzowanie doprowadziło do stworzenia sytuacji, w której każdy przypadkowy przedmiot znajdujący się w oddziaływaniu „Piekła rzeczy”, może być uznany za sztukę. Kronika nie jest typowym white cubem, wieloma projektami udowodniła, że nie boi się wnikać w swoją własną („Architektura intymna. Architektura porzucona”) czy obcą („Elektropop club”, „Polska część Śląska”) przestrzeń. Młodzi kuratorzy zdawali sobie z tego sprawę, ale, patrząc na ich wystawę, zdaje się, że zbyt dosłownie potraktowali koncepcję ready made oraz siłę galerii.
Próby zorientowania się w złożonej narracji wystawy, po której błądzi się z mapką, można oprzeć na uniwersalnym spisie inwentarzowym. Zatem przestrzeń Kroniki zapełniają wszelkiego rodzaju przedmioty gotowe. Przechadzamy się i przyglądamy porcelanowym figurkom z doklejoną do nich plasteliną, porzuconemu czerwonemu cukierkowi, zniszczonej kuchence z wepchniętą do środka różową pierzyną, staremu odkurzaczowi, ułamanej butelce zawieszonej na zardzewiałym druciku. Przedmioty możemy podzielić na małe i duże, na te powiązane z domem, na miękkie i twarde. Ich klasyfikowanie wydaje się nieuniknione, mimo że nie są ustawione w grupach. Agata Biskup i Przemysław Czerpurko widzą świat dziecka przez pryzmat szklanej kuli ze sztucznym śniegiem i małym domkiem. Domek nie ma okien i drzwi. Jest zwartą czarną bryłą ze szpiczastym dachem. Kolor czarny pochłania inne, jak czarna dziura zasysa otaczający świat, zamyka go i przechowuje w swoim wnętrzu. „A Lamp for a Nightmare” Anny Bergmark ma odstraszać złe duchy, koszmary senne, demony zbierające się nad dziecięcym łóżkiem. W bajkach potwory boją się światła, a jak to wygląda w rzeczywistości?

Praca pt. „Live eviL" Grzegorza Sztwiertni to odkurzacz wydający z siebie dźwięki. Odkurzacz służy do porządkowania otaczającej przestrzeni, pochłania to, co niepotrzebne, zbędne. Nie widać gołym okiem obiektu tej walki, drobinki zostają zassane we wnętrzu przedmiotu. „Rekonstrukcje” Dominiki Skutnik to porcelanowe figurki zwierząt obklejone czerwoną plasteliną. To, co niszczeje, o ile jest istotne, powinno być zachowane, pielęgnowane. Podobnego tematu dotyka praca Jarosława Kozłowskiego, krzesło zbudowane z dwóch innych. Przedmiot, który mógłby być wyrzucony, zostaje stworzony od nowa z zachowaniem swojej użyteczności. Te działania umożliwiają rzeczom trwanie, podróżowanie w czasie, stają się wyrazem posiadania tego, co niewidoczne. „Maszyna do zadawania pytań” Karoliny Brzuzan to mechanizm z trzema, plastikowymi kołami zębatymi, gotowy do tego, by w każdej chwili zadziałać. Pojawiające się pytania, wirują nad mechanizmem, jednak jego trybiki stoją w miejscu. Żadne pytanie nie jest w stanie poruszyć przedmiotu. Zniszczona i brudna kuchenka z różową pierzyną Joanny Kawickiej to połączenie dwóch stanów. Sama kuchenka związana jest z ruchem, gotowaniem, przygotowywaniem czegoś. Pierzyna to sen, stan regeneracji, wytchnienia, spowolnienia ruchów. Dwa elementy nie rozerwalnie związane z domem, z codziennością.
Zamysłem kuratorów było wygenerowanie sytuacji, w której „to przedmioty a nie my sami będą miały głos”. Jednak przedmioty zebrane na wystawie milczą, a głos znów nadajemy im sami. Kuratorzy sami zauważają, że „umieszczenie rzeczy w kontekście galerii nie może jawić się obecnie jako gest rewolucyjny” i gestem takim po modernizmie nie jest. Przedmioty nie opowiadają nowych historii, opowiadają te dobrze już znane i tylko te, które zna odbiorca. Większość prac ma tzw. tytuł bez tytułu, oczywiście z jednej strony jest to wielką zaletą –pozostawia szerokie pole interpretacji. Z drugiej jest piekielną wadą, pozostawia odbiorcę skazanego na jego historię, na tylko i wyłącznie jego wyobrażenia. Przedmiot nie opowiada „swojej" historii, ale tę, którą widz chce usłyszeć. Juri Łotman był zdania, że duża otwartość dzieła sztuki, pozwala na mnogość interpretacji. Widz potrzebuje jakiegoś ukierunkowania myśli (umieszczenia jej w sprecyzowanym kontekście), nawet jeśli zaneguje spojrzenie twórcy, jego punkt widzenia może ulec konfrontacji.
Dominik Kuryłek w tekście zamieszczonym w „Notesie na 6 tygodni” mówił o „głoszeniu pochwały piekielnej nieokreśloności” oraz o „modelu, w którym panuje nieokreśloność, to znaczy perwersyjnym i dość wulgarnym otwarciem na wpadające z zewnątrz rzeczy”. I właśnie to szerokie otwarcie na nieokreśloność powoduje, że piekło nie zaistniało. Nie została wygenerowana żadna sytuacja, która budziłaby nasz sprzeciw. Piekło, w przeciwieństwie do nieba czy czyśćca, jest miejscem (i stanem) najbardziej umieszczonym i sprecyzowanym. To niesprecyzowanie doprowadziło do stworzenia sytuacji, w której każdy przypadkowy przedmiot znajdujący się w oddziaływaniu „Piekła rzeczy”, może być uznany za sztukę. Kronika nie jest typowym white cubem, wieloma projektami udowodniła, że nie boi się wnikać w swoją własną („Architektura intymna. Architektura porzucona”) czy obcą („Elektropop club”, „Polska część Śląska”) przestrzeń. Młodzi kuratorzy zdawali sobie z tego sprawę, ale, patrząc na ich wystawę, zdaje się, że zbyt dosłownie potraktowali koncepcję ready made oraz siłę galerii.

„Piekło rzeczy”, 7 lutego – 31 marca 2009, Galeria Kronika w Bytomiu.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |