ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (125) / 2009

Paweł Sołtysik,

NIEPRAWDA CZASÓW – PRAWDA EKRANU

A A A
Film wchodzący do kin w atmosferze skandalu to marzenie każdego producenta. W przypadku „Oporu” do skandalu doszło tylko w Polsce, marzenie zrealizowało się zatem połowicznie. W USA po tygodniu rozpowszechniania film wypadł z pierwszej dziesiątki najchętniej oglądanych produkcji, choć najwyraźniej „skrojony” został „pod Oscara”… W Polsce 14 stycznia, czyli na tydzień przed krajową premierą, internauci wystosowali list otwarty do prezydenta, premiera i mediów wyrażający oburzenie i sprzeciw wobec filmu. Amerykańska premiera miała miejsce 16 stycznia. Tego samego dnia na naszym rynku wydawniczym ukazała się książka „Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich”.

Janusz Wróblewski swoją opublikowaną w „Polityce” recenzję „Oporu” kończy pytaniem: „Dlaczego tego filmu nie zrobili Polacy?”. Wzburzenie jest uzasadnione, bo z rzeczywistości na wskroś polskiej, wszystko, co polskie, zostało przez twórców obrazu usunięte. Ale to nie my przecież zrobiliśmy ten film. Protestując, cofamy się zatem do 1505 roku i konstytucji „Nihil novi (nisi commune consensu)”. Polski sprzeciw jest groteskowy w swojej ekspresji, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że nikogo on nie obchodzi. Tomasz Raczek pisze, że gdy narzekał na brak wiarygodności jakiegoś filmu, zarzucając mu pokazywanie nieprawdy, Zygmunt Kałużyński zwykł mu powtarzać: „Daj spokój, przecież to tylko kino, a ono rządzi się swoimi prawami!”. Zgoda. „Opór” Edwarda Zwicka jest dla nas o tyle problematyczny, że pokazuje obecny w odbiorze dzieła filmowego syndrom Navaho. Z drugiej strony, siła filmu jako medium jest nie do przecenienia, a w tym kontekście trzeba poświęcić wiele uwagi treściom, które decydujemy się przekazać. W takim sensie nasz opór jest słuszny – tym bardziej, że film opatrzony został już w czołówce etykietą true story!

Scenariusz „Oporu” został oparty na książce badaczki Holocaustu z Uniwersytetu Stanowego w Connecticut, profesor Nechamy Tec pt.: „Opór. Partyzanci Bielskich”. Tym samym film wpisuje się w powstającą powoli literaturę dotyczącą skądinąd mało znanego epizodu II wojny światowej. Warto w tym miejscu wspomnieć również o wydanej w 2003 roku w Wielkiej Brytanii książce Petera Dyffy „Bracia Bielscy”. Problemy poruszane przez Zwicka i wpisane w historię żydowskich partyzantów przywołują też na myśl naszą rodzimą literaturę, na przykład „Czarny potok” Leopolda Buczkowskiego, który jednak swoją wielowymiarowością zdecydowanie wyprzedza film.

„Opór” Edwarda Zwicka Konrad J. Zarębski opisuje za pomocą formuły „docudrama” – i tu zgoda, przy zastrzeżeniu, że o wiele więcej jest w tym filmie dramy niż prawdy historycznej. Zdjęcia miały być kręcone w Polsce, bo akcja toczy się na terenach II Rzeczpospolitej. Ostatecznie realizatorzy wybrali Litwę, która w „Oporze” gra Białoruś. Tewje Bielski (trudno o bardziej polskie nazwisko), w filmie mówi po rosyjsku, który to język był dla niego, tak jak i niemiecki, obcy. Przed wojną Tewje (Daniel Craig) był ułanem w wojsku polskim i posługiwał się imieniem Anatol. Ostatnia scena batalistyczna, w której skrajnie wyczerpani Żydzi pokonują oddział niemiecki i niszczą czołg, nie ma uzasadnienia w faktografii, bo niemieckiego czołgu w przywoływanym czasie w danym miejscu być po prostu nie mogło. Wśród grup partyzanckich operujących w lesie w obrazie Zwicka brakuje oddziałów AK. Na dodatek wyrazistą stylizację Tewje Bielskiego na Mojżesza przekreślają historycznie udokumentowane relacje o jego apodyktyczności, porywczości, rabunkach i gwałtach, których dokonywał. Do dziś IPN bada sprawę masakry polskiej ludności we wsi Naliboki, gdzie zginęło 120-130 osób, o udział w której podejrzana (na podstawie relacji świadków) jest otriada Bielskich. W rzeczywistości potyczki i starcia, które na ekranie toczone są z Niemcami, były raczej napaściami na ludność cywilną i rekwizycjami.

W filmie Zwicka mamy do czynienia z namalowanym na bardzo umownym tle monumentalnym w zamiarze obrazem chwały i odwagi. Popkultura wymaga czarno-białego spojrzenia i zerojedynkowych ocen. Patrząc z tej perspektywy, należy niestety stwierdzić, że Zwick doskonale wyreżyserował „Opór”. Temat, o którym zdecydował się opowiedzieć, jest na miarę arcydzieła, którą to miarą z pewnością „Oporu” zmierzyć się nie da – nie bez powodu Wojciech Kałużyński pisze w odniesieniu do tego filmu o „papierowym produkcyjniaku”, a Tomasz Raczek – przychylniej – że mieści się on w środkowej skali artystycznego sukcesu.

Nadrzędnym celem twórców „Oporu” wydaje się przełamanie stereotypu Żyda – biernej ofiary. „Ci Żydzi walczą” – za pomocą tych słów zdziwionemu czerwonoarmiście Tewje przedstawia swoich towarzyszy. Ów nadrzędny cel realizatorów zasygnalizowany zostaje przede wszystkim poprzez wprowadzenie wątku sporu najstarszych braci – Tewje i Zusa (Liev Schreiber). Tutaj znowu wypada wspomnieć o słusznych oskarżeniach o jednowymiarowość filmu. Konflikt braci został spłycony i sprowadzony w przeważającej części do walki o władzę w kibucu. Drogi bohaterów rozchodzą się po publicznej kłótni, na którą Tewje ze względu na swój autorytet nie może sobie pozwolić. Po bójce Zus przystaje do dowodzonej przez Wiktora Panchenko (Ravil Isyanov) brygady październikowej partyzantów radzieckich, w rozmowach z którymi o bracie mówi z ironią „Tewje Wielki”. Konflikt braci rzeczywiście mógł stać się osią konstrukcyjną wątku psychologicznego. W osobach Tewje i Zusa przyglądamy się bowiem dwóm osobnym światopoglądom i modelom reakcji na agresję. Fenomenem, o którym opowiada film, jest przetrwanie kibucu. Moment jego zawiązywania się to także czas wybuchu sporu pomiędzy braćmi. Tewje uważa, że nie mogą nikogo zabić i choć poluje się na nich jak na zwierzęta, sami nie staną się zwierzętami; każdy dzień życia jest aktem wiary, zemstą będzie zaś przetrwanie i uratowanie możliwie największej liczby Żydów. Postawa Zusa krystalizuje się tymczasem po otrzymaniu wiadomości o śmierci żony i dziecka. W kłótni w leśnym obozie Zus odpowiada Tewje: „Nie, nie możemy być jak oni [Niemcy – przyp. P.S.], ale możemy zabijać jak oni”. Odchodząc z obozu, bohater zabiera ze sobą tych, którzy chcą walczyć i mścić się. W rzeczywistości więź między braćmi okazuje się bardzo silna, czego dowodzi powrót Zusa w decydującym momencie starcia przy bagnach.

Istotnym kontekstem sporu braci jest także podejście do zabijania. Tewje uważa, że to ostateczność, po którą nie należy sięgać; jednocześnie bohater przypisuje sobie prawo do odbierania życia. To on dokonuje samosądu na funkcjonariuszach lokalnej policji odpowiedzialnych za śmierć rodziców, wypowiadając słowa: „Za moich rodziców, braci i za wszystkich innych”. W czasie buntu w kibucu publicznie zabija członka społeczności, który wystąpił najpierw przeciwko ustalonym przez niego zasadom, a potem niemu samemu. Zabija oponenta jak buntownika na wojnie, której przecież nie uznaje, żeby zachować władzę i autorytet. Zusowi zaś stara się wyperswadować aktywny opór, na co ten się nie zgadza, z ironią porównując Tewje do Boga w słowach: „Nie można zabijać, ale ty możesz – odebrać kilka żyć, kilka innych ocalić…”.

Postać grana przez Daniela Craiga ma za zadanie zająć miejsce na cokole. Porównania Tewje do Mojżesza są w filmie zbyt nachalne. Scena przedzierania się przez bagna w ucieczce przed Niemcami, przywołująca skojarzenie z przejściem przez Morze Czerwone, wzmacnia wizję Tewje jako wybawcy ratującego Żydów przed oprawcami. Rabbi, który umiera tuż po przekroczeniu bagien, powtarza słowa wypowiedziane pod adresem Tewje, gdy przybył on do obozu: „Zostałeś zesłany przez niebiosa, żeby nas ratować”. Stylizacja biblijna wydaje się ulubionym zabiegiem realizatorów. Scena przemowy siedzącego na białym koniu Tewje o nowym życiu, które bohaterowie właśnie sobie podarowali, o Nowym Jeruzalem (tak nazwali kibuc), nawiązuje do archetypu męża opatrznościowego, wielkiego wodza i bohatera. Pojawienie się w filmie białego (sic!) konia jako towarzysza ukrywającego się w lesie uciekiniera jest zresztą niewybaczalne. Zwick pokazuje co prawda etap załamania Tewje i to właśnie w kulminacyjnym momencie przekraczania bagien, ale tylko po to, by tym wyrazistsza była wielkość bohatera, kiedy znów odrodzi się jako przewodnik żydowskiej społeczności i stanie do walki z Niemcami.

Daniel Craig wypada przekonująco, choć grę opiera przede wszystkim na swojej fizjonomii. To rola koncertowa, w której aktor może pokazać cały swój talent, dla Craiga tym ważniejsza, że daje mu szansę odejścia od wizerunku Jamesa Bonda, z którego zresztą skwapliwie korzysta. Liev Schreiber, mimo iż granej przez niego postaci Zusa poświęcono w scenariuszu znacznie mniej miejsca niż bohaterowi kreowanemu przez Craiga, oddaje znakomicie rozdarcie i ból wywołane śmiercią najbliższych, potem porzuceniem braci i swoim nowym położeniem w obozie partyzantów Panchenko, gdzie miota się między walką i zgodą na własną śmierć wśród obcych, co jest najbardziej wyraziste wtedy, gdy bohater pyta sam siebie: „Żydzi nie walczą. Do czego się my się nadajemy? Do umierania”.

Fenomen historii Bielskich opiera się na fakcie przetrwania kibucu do końca wojny. Zwick częstokroć pokazuje przez różne sugestywne sceny specyfikę tej społeczności. Nie była to typowa grupa partyzancka, zorganizowana na wzór wojska i składająca się przede wszystkim ze zdolnych do walki mężczyzn. W Nowym Jeruzalem, w polskich lasach żyli chorzy, potrzebujący pomocy, kobiety (Lilka, Chaya, Bella), dzieci, inteligenci (Icchak Szulman) i duchowni (Szamon), starcy i młodzi. Najmłodszy z braci Bielskich, Aaron (George MacKay), to jeszcze chłopiec i właśnie on jako pierwszy przyprowadza do osady zagubioną w lesie i pogrążoną w rozpaczy nad zbiorowym grobem wypełnionym nagimi ciałami żydowską rodzinę. Nieprzydatność w walce była cechą znacznej części Żydów z otriady Bielskich, stanowiąc oczywiście zagrożenie dla całego obozu. Dlatego rabbi poucza Tewje: „gdy uratujesz życie, musisz wziąć za nie odpowiedzialność”. W ten sposób w lesie powstał azyl dla wszystkich prześladowanych Żydów, niezależnie od ich wartości bojowej, a czasem i wyraźnie wbrew niej. Na uwagę w tym kontekście zasługuje postać Lazara (Jonjo O’Neill) – wartownika, którego każdy potrafi ominąć, w najlepszym razie zachowującego się jak dziecko. Komizm tej postaci rozładowuje napięcie budowane przez ciągłą obawę przed wykryciem obozu i koniecznością ewakuacji.

Oglądamy w filmie wiele momentów niezwykłych: scenę z namiastką szkolnej tablicy i lekcją dla dzieci, organizację obozu i naukę używania prostych narzędzi, serdeczną kłótnię – dyskusję filozoficzną Szulmana (Iddo Goldberg) z Szamonem (Allan Corduner), którą ten ostatni puentuje stwierdzeniem: „wkurzasz mnie, więc jestem”. Poznajemy prowizoryczną i śladową, ale jednak infrastrukturę obozu: kuchnie, wieloosobowe ziemianki, magazyny broni i żywności. Wiemy, że w lesie działał nawet zakład szewski i rusznikarski, o którym Zwick mówi, wprowadzając postać zegarmistrza naprawiającego karabin. Ocalenie godności i człowieczeństwa decyduje o sukcesie i czymś więcej niż tylko biologicznym przetrwaniu. Kulminacją wątków miłosnych w filmie jest leśny ślub, przeplatany zdjęciami walk i trupów. Ostry kontrast pomiędzy uroczystością weselną a koszmarem wojny wokół pogłębia dystans między reifikacją a ludzką naturą dążącą do szczęścia w każdych warunkach. Krytycy dopatrują się w tej sekwencji analogii do słynnej sceny chrztu z „Ojca chrzestnego” Francisa Forda Coppoli.

Reżyser mocno akcentuje udział kobiet w życiu kibucu. Trzech z czterech braci Bielskich uwikłanych jest w wątki miłosne. Pewnym zgrzytem w idealistycznej wizji uczucia wbrew fatalnym okolicznościom jest Bella (Iben Hjejle), która podporządkowuje się Zusowi interesownie, żeby zyskać ochronę i poczucie bezpieczeństwa. Film nie odkrywa przed widzem, że dobre stosunki Bielskich z operującymi wokół partyzantami radzieckimi były oparte w zasadzie na handlu kobietami lub świadczeniu przez nie usług seksualnych. Niezmiennym pozostaje jednak fakt, że dzięki otriadzie Bielskich wojnę przeżyło 1 200 Żydów. Pojawia się tu (zbyt) czytelne nawiązanie do „Listy Schindlera” (1993) Stevena Spielberga. Nawet liczba uratowanych jest ta sama. Postawienie Bielskich w jednym rzędzie z Oskarem Schindlerem ma na celu skorzystanie z sukcesu Spielberga i dowartościowanie bohaterów „Oporu”, co wydaje się z wielu przyczyn niewłaściwe.

„Opór” jest z całą pewnością filmem budzącym wiele kontrowersji wynikających z rozbieżności pomiędzy prawdą historyczną i prawdą ekranu. Wielki temat i ambicja odmiennego przedstawienia Holocaustu to wyjątkowa szansa dla reżysera na przejście do historii kinematografii. „Opór” jednak nie przejdzie do klasyki i to nie z przyczyn kontrowersji, jakich jest źródłem, ale ze względu na swoją niedoskonałość artystyczną. Z pewnością jest to dobry film, z fascynującą treścią, sposób jej przedstawienia pozostawia jednak poczucie niedosytu. W pamięć zapada głęboko muzyka, za która film został nominowany do Oscara. Wolno jednak podejrzewać, że nie na tej kategorii zależało przede wszystkim twórcom filmu…
„Opór” („Defiance”). Reż.: Edward Zwick. Scen.: Edward Zwick, Clay Frohman. Obsada: Daniel Craig, Liev Schreiber, Iben Hjejle. Gatunek: dramat wojenny. USA 2008, 137 min.