ARCHIPELAG NIESKOŃCZONOŚCI
A
A
A
Buraka Som Sistema „Black Diamond”. Fabric/Enchufada, 2008.
Kapela ze Wsi Warszawa „Infinity”. Kayah, 2009.
Maga Bo „Archipelagoes”. Soot, 2008.
Na całe szczęście skutki globalizacji to nie tylko Makdonald`s przy każdej niemal drodze, męcząca obecność tych samych formatów w lokalnych telewizjach, czy umundurowanie tubylców w jednakowe stroje. Jednym z jej przyjemniejszych efektów jest krzyżowanie się rozmaitych gatunków muzycznych, prowadzące do powstawania fascynujących hybryd. Ten krótki tekst chciałbym poświęcić trzem płytom zawierającym muzyczne owoce procesu globalizacji.
Pierwszym z nich jest album „Black Diamond” rezydującego w Portugalii kolektywu producentów i didżejów, znanego szerzej (ba, nawet i u nas – wszak będzie to jedna z gwiazd tegorocznej edycji Open’era) jako Buraka Som Sistema. Tworzący tę formację DJ Riot, Lil’ John oraz Conductor oraz towarzyszące im zastępy wokalistów, raperów, toasterów, MC’s i perkusjonistów raczą słuchaczy ognistą mieszanką house’u, electro, grime’u, rave’u i hip-hopu. Jednak o świeżości i atrakcyjności muzyki Buraka Som Sistema decyduje wysoka w niej zawartość składników bardziej egzotycznych: brazylijskiego baile funku, południowoafrykańskiego jive i przede wszystkim powstałej w Angoli stylistyki kuduro, lokalnej hybrydy tradycyjnych rytmów i zamorskich nowinek (hip-hopu i techno). „Black Diamond” to etno gwarnych ulic i zatłoczonych klubów, elektroniczna world music epoki post-everything.
Krajowa propozycja – „Infinity” Kapeli ze Wsi Warszawa, choć nieco bardziej stonowana, wcale nie jest mniej radykalna. „Warszawiacy” w odróżnieniu od ekipy Buraka Som Sistema doskonale się obywają bez instrumentarium elektronicznego – wyjątek stanowią skrecze w „Chmielu” – jednak i ich muzyka zawdzięcza co nieco możliwościom nowoczesnego studia nagraniowego (słychać to dobrze chociażby w otwierającej płytę „Pieśni Mądrego Dziecka”). „Infinity”, będąc w odróżnieniu od „Black Diamond” bardziej tradycyjną w sferze aranżacyjnej, jest równie jak ona współczesna. Być może utwory zaaranżowane zostały w miarę klasycznie (rozpisane są na skrzypce, wiolonczelę, cymbały, sukę, instrumenty perkusyjne oraz kobiece i męskie głosy), jednak kompozycje członków Kapeli są w swym synkretyzmie wyraźnie kosmopolityczne i pozaczasowe. I tak na przykład, „Serce” bezkolizyjnie łączy tęskną dumkę z soulową skargą, wspomniany już wcześniej „Chmiel” definiuje mieszanina hip-hopu i folku, zaś „Baby Blues” to podkarpacki blues, dodatkowo łączący tę estetykę z funkiem i reggae. Muzycy za nic zdają się mieć umowne granice stylistyk i gatunków, epok i tradycji i wraz z zaproszonymi gośćmi (Natalią Przybysz, Tomaszem Kukurbą, Sebastianem Filiksem i Janem Trebunią Tutką) zabierają nas w muzyczną podróż opłotkami Eurazji, Afryki i Ameryki Północnej.
Na koniec jeszcze tylko kilka zdań o jednej z najlepszych płyt wydanych w minionym roku. „Archipelagoes” to kalejdoskopowy przegląd tego, co obecnie rozbrzmiewa w mniej lub bardziej odległych zakątkach świata. Jej autor, Maga Bo, brazylijski producent, niestrudzony odkrywca i popularyzator egzotycznych stylistyk muzycznych (od bhangry po rai, od kwaito, po chutney, od champety po kuduro, itd.), na swym najnowszym albumie wziął na warsztat muzykę z Afryki, „tuningując” ją m.in. hiphopem, jungle i dubstepem. Oszczędnie dozowane sample i ciężkie bity sprawiają, że całość brzmi surowo, chwilami brutalnie, chwilami tęsknie. To pierwsze wrażenie podkreślają chrapliwe głosy raperów, to drugie wokalistów. Jednych i drugich Maga Bo napotkał podczas swoich peregrynacji po świecie i nagrał w swoim przenośnym studio. W podobny sposób zarejestrowano partie instrumentalne, zaś całość zmiksowano w Rio de Janeiro w domowym studio Maga Bo. „Archipelagoes” to dowód na to, że estetyka DIY nie umarła wraz z punkiem i że lo-fi wydać może owoce smaczniejsze niż te wyhodowane w muzycznych laboratoriach rozmaitych timbalandów. W odróżnieniu od produktów tych ostatnich nagrania z „Archipelagoes” są autentyczne, naturalne i świeże, nie zawierają dźwiękowych konserwantów, stabilizatorów i aromatów. Warto po nie sięgnąć, by odświeżyć umysł i ciało. Jednym z MC’s pojawiających się na „Archipelagoes” jest Kalaf, którego głos usłyszeć można również na „Black Diamond”. Świat jest teraz taki mały.
Pierwszym z nich jest album „Black Diamond” rezydującego w Portugalii kolektywu producentów i didżejów, znanego szerzej (ba, nawet i u nas – wszak będzie to jedna z gwiazd tegorocznej edycji Open’era) jako Buraka Som Sistema. Tworzący tę formację DJ Riot, Lil’ John oraz Conductor oraz towarzyszące im zastępy wokalistów, raperów, toasterów, MC’s i perkusjonistów raczą słuchaczy ognistą mieszanką house’u, electro, grime’u, rave’u i hip-hopu. Jednak o świeżości i atrakcyjności muzyki Buraka Som Sistema decyduje wysoka w niej zawartość składników bardziej egzotycznych: brazylijskiego baile funku, południowoafrykańskiego jive i przede wszystkim powstałej w Angoli stylistyki kuduro, lokalnej hybrydy tradycyjnych rytmów i zamorskich nowinek (hip-hopu i techno). „Black Diamond” to etno gwarnych ulic i zatłoczonych klubów, elektroniczna world music epoki post-everything.
Krajowa propozycja – „Infinity” Kapeli ze Wsi Warszawa, choć nieco bardziej stonowana, wcale nie jest mniej radykalna. „Warszawiacy” w odróżnieniu od ekipy Buraka Som Sistema doskonale się obywają bez instrumentarium elektronicznego – wyjątek stanowią skrecze w „Chmielu” – jednak i ich muzyka zawdzięcza co nieco możliwościom nowoczesnego studia nagraniowego (słychać to dobrze chociażby w otwierającej płytę „Pieśni Mądrego Dziecka”). „Infinity”, będąc w odróżnieniu od „Black Diamond” bardziej tradycyjną w sferze aranżacyjnej, jest równie jak ona współczesna. Być może utwory zaaranżowane zostały w miarę klasycznie (rozpisane są na skrzypce, wiolonczelę, cymbały, sukę, instrumenty perkusyjne oraz kobiece i męskie głosy), jednak kompozycje członków Kapeli są w swym synkretyzmie wyraźnie kosmopolityczne i pozaczasowe. I tak na przykład, „Serce” bezkolizyjnie łączy tęskną dumkę z soulową skargą, wspomniany już wcześniej „Chmiel” definiuje mieszanina hip-hopu i folku, zaś „Baby Blues” to podkarpacki blues, dodatkowo łączący tę estetykę z funkiem i reggae. Muzycy za nic zdają się mieć umowne granice stylistyk i gatunków, epok i tradycji i wraz z zaproszonymi gośćmi (Natalią Przybysz, Tomaszem Kukurbą, Sebastianem Filiksem i Janem Trebunią Tutką) zabierają nas w muzyczną podróż opłotkami Eurazji, Afryki i Ameryki Północnej.
Na koniec jeszcze tylko kilka zdań o jednej z najlepszych płyt wydanych w minionym roku. „Archipelagoes” to kalejdoskopowy przegląd tego, co obecnie rozbrzmiewa w mniej lub bardziej odległych zakątkach świata. Jej autor, Maga Bo, brazylijski producent, niestrudzony odkrywca i popularyzator egzotycznych stylistyk muzycznych (od bhangry po rai, od kwaito, po chutney, od champety po kuduro, itd.), na swym najnowszym albumie wziął na warsztat muzykę z Afryki, „tuningując” ją m.in. hiphopem, jungle i dubstepem. Oszczędnie dozowane sample i ciężkie bity sprawiają, że całość brzmi surowo, chwilami brutalnie, chwilami tęsknie. To pierwsze wrażenie podkreślają chrapliwe głosy raperów, to drugie wokalistów. Jednych i drugich Maga Bo napotkał podczas swoich peregrynacji po świecie i nagrał w swoim przenośnym studio. W podobny sposób zarejestrowano partie instrumentalne, zaś całość zmiksowano w Rio de Janeiro w domowym studio Maga Bo. „Archipelagoes” to dowód na to, że estetyka DIY nie umarła wraz z punkiem i że lo-fi wydać może owoce smaczniejsze niż te wyhodowane w muzycznych laboratoriach rozmaitych timbalandów. W odróżnieniu od produktów tych ostatnich nagrania z „Archipelagoes” są autentyczne, naturalne i świeże, nie zawierają dźwiękowych konserwantów, stabilizatorów i aromatów. Warto po nie sięgnąć, by odświeżyć umysł i ciało. Jednym z MC’s pojawiających się na „Archipelagoes” jest Kalaf, którego głos usłyszeć można również na „Black Diamond”. Świat jest teraz taki mały.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |