ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (125) / 2009

Tadeusz Kosiek,

ARCHIPELAG NIESKOŃCZONOŚCI

A A A
Buraka Som Sistema „Black Diamond”. Fabric/Enchufada, 2008. Kapela ze Wsi Warszawa „Infinity”. Kayah, 2009. Maga Bo „Archipelagoes”. Soot, 2008.
Na całe szczęście skutki globalizacji to nie tylko Makdonald`s przy każdej niemal drodze, męcząca obecność tych samych formatów w lokalnych telewizjach, czy umundurowanie tubylców w jednakowe stroje. Jednym z jej przyjemniejszych efektów jest krzyżowanie się rozmaitych gatunków muzycznych, prowadzące do powstawania fascynujących hybryd. Ten krótki tekst chciałbym poświęcić trzem płytom zawierającym muzyczne owoce procesu globalizacji.

Pierwszym z nich jest album „Black Diamond” rezydującego w Portugalii kolektywu producentów i didżejów, znanego szerzej (ba, nawet i u nas – wszak będzie to jedna z gwiazd tegorocznej edycji Open’era) jako Buraka Som Sistema. Tworzący tę formację DJ Riot, Lil’ John oraz Conductor oraz towarzyszące im zastępy wokalistów, raperów, toasterów, MC’s i perkusjonistów raczą słuchaczy ognistą mieszanką house’u, electro, grime’u, rave’u i hip-hopu. Jednak o świeżości i atrakcyjności muzyki Buraka Som Sistema decyduje wysoka w niej zawartość składników bardziej egzotycznych: brazylijskiego baile funku, południowoafrykańskiego jive i przede wszystkim powstałej w Angoli stylistyki kuduro, lokalnej hybrydy tradycyjnych rytmów i zamorskich nowinek (hip-hopu i techno). „Black Diamond” to etno gwarnych ulic i zatłoczonych klubów, elektroniczna world music epoki post-everything.

Krajowa propozycja – „Infinity” Kapeli ze Wsi Warszawa, choć nieco bardziej stonowana, wcale nie jest mniej radykalna. „Warszawiacy” w odróżnieniu od ekipy Buraka Som Sistema doskonale się obywają bez instrumentarium elektronicznego – wyjątek stanowią skrecze w „Chmielu” – jednak i ich muzyka zawdzięcza co nieco możliwościom nowoczesnego studia nagraniowego (słychać to dobrze chociażby w otwierającej płytę „Pieśni Mądrego Dziecka”). „Infinity”, będąc w odróżnieniu od „Black Diamond” bardziej tradycyjną w sferze aranżacyjnej, jest równie jak ona współczesna. Być może utwory zaaranżowane zostały w miarę klasycznie (rozpisane są na skrzypce, wiolonczelę, cymbały, sukę, instrumenty perkusyjne oraz kobiece i męskie głosy), jednak kompozycje członków Kapeli są w swym synkretyzmie wyraźnie kosmopolityczne i pozaczasowe. I tak na przykład, „Serce” bezkolizyjnie łączy tęskną dumkę z soulową skargą, wspomniany już wcześniej „Chmiel” definiuje mieszanina hip-hopu i folku, zaś „Baby Blues” to podkarpacki blues, dodatkowo łączący tę estetykę z funkiem i reggae. Muzycy za nic zdają się mieć umowne granice stylistyk i gatunków, epok i tradycji i wraz z zaproszonymi gośćmi (Natalią Przybysz, Tomaszem Kukurbą, Sebastianem Filiksem i Janem Trebunią Tutką) zabierają nas w muzyczną podróż opłotkami Eurazji, Afryki i Ameryki Północnej.

Na koniec jeszcze tylko kilka zdań o jednej z najlepszych płyt wydanych w minionym roku. „Archipelagoes” to kalejdoskopowy przegląd tego, co obecnie rozbrzmiewa w mniej lub bardziej odległych zakątkach świata. Jej autor, Maga Bo, brazylijski producent, niestrudzony odkrywca i popularyzator egzotycznych stylistyk muzycznych (od bhangry po rai, od kwaito, po chutney, od champety po kuduro, itd.), na swym najnowszym albumie wziął na warsztat muzykę z Afryki, „tuningując” ją m.in. hiphopem, jungle i dubstepem. Oszczędnie dozowane sample i ciężkie bity sprawiają, że całość brzmi surowo, chwilami brutalnie, chwilami tęsknie. To pierwsze wrażenie podkreślają chrapliwe głosy raperów, to drugie wokalistów. Jednych i drugich Maga Bo napotkał podczas swoich peregrynacji po świecie i nagrał w swoim przenośnym studio. W podobny sposób zarejestrowano partie instrumentalne, zaś całość zmiksowano w Rio de Janeiro w domowym studio Maga Bo. „Archipelagoes” to dowód na to, że estetyka DIY nie umarła wraz z punkiem i że lo-fi wydać może owoce smaczniejsze niż te wyhodowane w muzycznych laboratoriach rozmaitych timbalandów. W odróżnieniu od produktów tych ostatnich nagrania z „Archipelagoes” są autentyczne, naturalne i świeże, nie zawierają dźwiękowych konserwantów, stabilizatorów i aromatów. Warto po nie sięgnąć, by odświeżyć umysł i ciało. Jednym z MC’s pojawiających się na „Archipelagoes” jest Kalaf, którego głos usłyszeć można również na „Black Diamond”. Świat jest teraz taki mały.