
O KOPCIUSZKU, KTÓRY WCIELIŁ SIĘ W ROLĘ WRÓŻKI I PRZY OKAZJI UWIERZYŁ W SIEBIE
A
A
A
Najnowszą powieść Katarzyny Grocholi można by potraktować jako rodzaj sprawdzianu lub czytelniczego egzaminu. Przypomnijmy, iż ostatnio wydany „Trzepot skrzydeł” narobił wiele zamieszania nie tylko w świecie pop, ale i literatury w ogóle. Pisarka, która przyzwyczaiła nas do łatwego pocieszenia rodem z serii „Żaby i anioły”, nie tylko porzuciła konwencję stanowiącą jej znak rozpoznawczy, ale – co najciekawsze – napisała przejmującą powieść o przemocy domowej, o próbie walki o własną godność i o prawo do szczęśliwego życia, o ucieczce, która zamienia się w zwycięstwo. Zaskoczyła tym nie tylko swoich czytelników, ale i krytykę, która wyraźnie nie wiedziała, w jaki sposób zakwalifikować powieść, i podejrzliwie przyglądała się zwrotowi w kierunku społecznego zaangażowania. Grochola powróciła do stylu, w którym debiutowała, „Trzepot skrzydeł” można bowiem z powodzeniem postawić obok „Przegryźć dżdżownicę”, monologu kobiety zdradzonej, który przed laty tak bardzo zachwycił czytelniczki. „Kryształowy Anioł”, najnowsza powieść pisarki, z pewnością wyróżnia się objętością – ponad pięćset stron tekstu. Ale czy książce tej bliżej do wspomnianego „Trzepotu skrzydeł”, czy może do serii o Judycie? Odpowiedź na powyższe pytanie wydaje się nie tylko istotnym zaspokojeniem czytelniczej ciekawości, ale też wskazaniem kierunku, w którym zmierza twórczość czołowej polskiej autorki pop.
Grochola ciągle pozostaje w kręgu spraw poważnych. Może nie tak bardzo mrocznych jak w przypadku „Trzepotu skrzydeł” (przemoc domowa), ale jednak. Czym więc raczy nas autorka w „Kryształowym Aniele”? Oprócz małżeńskiej zdrady mamy tu także zdradę przedmałżeńską. Będziemy świadkami samotności bohaterki, która przeprowadza się z mężem do Warszawy – on awansuje, ona nie może znaleźć pracy. Przyjrzymy się małżeństwu opartemu na fałszu dla dobra dziecka i odkryjemy, że także w wieku mocno dojrzałym da się zacząć wszystko od początku, a uświadomionych pomyłek lepiej nie celebrować, gdyż nic dobrego z tego nie wynika. Grochola odsłoni przed czytelnikami nie tylko trudne zawirowania miłosne, ale pokaże też, że życie bywa kruche, w związku z tym warto nie zaprzepaszczać tego, co w nim dobre. Znajdziemy też wątek ewidentnie społeczny – autorka przypomina o konieczności robienia badań cytologicznych. Będziemy mogli obejrzeć narysowany mocną kreską portret tzw. warszawki – Sara, która zaczyna pracować w radiu, bardzo długo czuje się tam obco i nie u siebie. Dowiemy się także o losach dziewczynki, która straciła rodziców, a potem dorosła i jako nastolatka zaszła w ciążę, urodziła dziecko i wiele lat ukrywała, kto jest jego ojcem. Książka kończy się wcale nie tak oczywistym happy endem. Grochola proponuje zakończenie otwarte. Sara zamyka drzwi za rzeczywistością, która dotychczas należała do niej, postanawiając zacząć wszystko od nowa. Co wspomniane „nowe” będzie oznaczało, na ile zmiany okażą się korzystne i czy faktycznie Sara będzie szczęśliwa, to się jeszcze okaże. Na razie w finale bohaterka czuje się wreszcie wolna i pełna nadziei na lepsze jutro, a tak dobre samopoczucie to z pewnością dużo.
Grochola umiejętnie balansuje między pokazywaniem jasnych i ciemnych stron miłości. Nie popada w nadmierną egzaltację ani też nie sięga nazbyt często po harlequinowe rozwiązania. Chętnie wykorzystuje ironiczny komentarz i dowcip, dzięki czemu sceny, które mogłyby wypaść nazbyt sentymentalnie, potraktowane zostają z niezbędnym dystansem. Jako przykład można by przytoczyć początek powieści. Dzień przed ślubem Sara odwiedza swoją najlepszą przyjaciółkę, przyszłą druhnę, i zastaje u niej mężczyznę. Problem w tym, że staje się świadkiem tzw. sceny intymnej, a amant aktywnie w niej uczestniczący to jej przyszły mąż. Grochola robi następujące wprowadzenie: „Zanim Sara, w przeddzień swojego niedoszłego ślubu, a było już późne popołudnie, ujrzała swojego przyszłego (niedoszłego) męża z nogami swej najlepszej przyjaciółki i (niedoszłej) druhny oplatającymi jego poruszające się rytmicznie biodra – była dość szczęśliwą kobietą” (s. 7). W momencie, gdy Sara rozpoznaje, do kogo należą pośladki unoszące się nad ciałem przyjaciółki, mdleje, wtedy też czytelniczka wie już na pewno, iż nie wszystko w tej książce będzie traktowane ze śmiertelną powagą. Grochola zabawnie, choć też z nutką goryczy, opisuje dzieciństwo i dorastanie bohaterki. Warto zwrócić uwagę na fragmenty, z których dowiadujemy się o problemach Sary z wymawianiem „r” i o nadanym jej w związku z tym przezwiskiem Szczujek.
„Kryształowy Anioł” to współczesna wersja baśni o Kopciuszku, a jednocześnie polska odsłona potencjalnych losów filmowej Amelii. Sara jest zakompleksioną młodą kobietą, nie wierzy w swoją wartość, szczęścia upatruje w małżeństwie i macierzyństwie. Tyle że pierwsze planowane wyjście za mąż nie dochodzi do skutku z wiadomych, wspomnianych wyżej, powodów, drugie zaś, w którym dużo więcej jest już rozsądku, okazuje się także pomyłką. Sara opuszcza rodzinne miasto Poznań i próbuje odnaleźć się w Warszawie. Niestety, okazuje się, że za dnia coraz bardziej doskwiera jej samotność (nie ma pracy, nie ma pomysłu na pracę, nie widzi szansy na jej zdobycie), w nocy zaś odrzucenie (mąż wraca do domu po to tylko, by się wyspać, nie ma ochoty na seks ani na rozmowy z żoną). Praca w radiu, załatwiona po znajomości, ma być rodzajem koła ratunkowego w tej i tak patowej sytuacji. Okazuje się jednak, że współpracowników nie interesują jej pomysły, ma podawać im kawę, odbierać telefony i zaliczać niechciane przez innych dyżury nocne. Grochola wykorzystuje w swojej powieści popularny literacko motyw audycji radiowej, dzięki której wszystko się odmienia, pojawia się tajemnica, którą należy rozwikłać, a wieloznacznie rozumiany głos radiowy staje się rodzajem demiurga. Oczywiście, to wszystko w „Kryształowym Aniele” osadzone zostaje w kontekście codzienności, emocji i uczuć, chodzi tu o ubarwienie zwyczajności, o uświadomienie sobie, że liczy się nie tylko „ja dla innych”, ale też „ja dla siebie”. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie dzięki radiu dobra Wróżka, Amelia vel Sara ma szansę (nieświadomie, a może trochę też podświadomie?) wpłynąć na losy wielu ludzi, inspirując pozytywne zmiany. Siłę daje jej odkrywanie prawdy: o prawdziwej roli, jaką pełni w radiu, o tym, czym jest jej małżeństwo i dlaczego jej mąż ciągle nie ma czasu i jest nieustannie zmęczony, o tym, co kryło się pod maską udanego małżeństwa, noszoną tyle lat przez rodziców, o przyjaźni – tej nie tylko na dobre, ale i na złe, wreszcie o seksie, który był nie radością samą w sobie, ale środkiem do osiągnięcia celu. W efekcie, choć odkryty fałsz boli, to jednak pozwala rozpocząć wszystko raz jeszcze – być może z lepszym skutkiem.
Grochola nie unika optymistycznego przesłania, tyle że jej happy end nie składa się tylko z pozytywnych emocji – jest w nim trochę radości, trochę smutku, trochę nadziei, ale i trochę rozczarowania. Grochola w „Kryształowym Aniele” zdaje się dostrzegać wiele szarości, czyniąc je zaś tematem swojej twórczości robi ukłon w stronę tych czytelniczek, które w literaturze pop nie szukają łatwych rozwiązań, lecz chciałyby przeczytać o świecie, który je otacza, a składa się on niewątpliwie nie tylko z tego, co dobre. Najnowsza powieść Grocholi jest więc nieco lżejszą kontynuacją stylu zapoczątkowanego w „Przegryźć dżdżownicę”, a odrodzonego w „Trzepocie skrzydeł”. Mamy więc do czynienia z dobrą powieścią popularną. Tylko tyle? Nie, aż tyle.
Grochola ciągle pozostaje w kręgu spraw poważnych. Może nie tak bardzo mrocznych jak w przypadku „Trzepotu skrzydeł” (przemoc domowa), ale jednak. Czym więc raczy nas autorka w „Kryształowym Aniele”? Oprócz małżeńskiej zdrady mamy tu także zdradę przedmałżeńską. Będziemy świadkami samotności bohaterki, która przeprowadza się z mężem do Warszawy – on awansuje, ona nie może znaleźć pracy. Przyjrzymy się małżeństwu opartemu na fałszu dla dobra dziecka i odkryjemy, że także w wieku mocno dojrzałym da się zacząć wszystko od początku, a uświadomionych pomyłek lepiej nie celebrować, gdyż nic dobrego z tego nie wynika. Grochola odsłoni przed czytelnikami nie tylko trudne zawirowania miłosne, ale pokaże też, że życie bywa kruche, w związku z tym warto nie zaprzepaszczać tego, co w nim dobre. Znajdziemy też wątek ewidentnie społeczny – autorka przypomina o konieczności robienia badań cytologicznych. Będziemy mogli obejrzeć narysowany mocną kreską portret tzw. warszawki – Sara, która zaczyna pracować w radiu, bardzo długo czuje się tam obco i nie u siebie. Dowiemy się także o losach dziewczynki, która straciła rodziców, a potem dorosła i jako nastolatka zaszła w ciążę, urodziła dziecko i wiele lat ukrywała, kto jest jego ojcem. Książka kończy się wcale nie tak oczywistym happy endem. Grochola proponuje zakończenie otwarte. Sara zamyka drzwi za rzeczywistością, która dotychczas należała do niej, postanawiając zacząć wszystko od nowa. Co wspomniane „nowe” będzie oznaczało, na ile zmiany okażą się korzystne i czy faktycznie Sara będzie szczęśliwa, to się jeszcze okaże. Na razie w finale bohaterka czuje się wreszcie wolna i pełna nadziei na lepsze jutro, a tak dobre samopoczucie to z pewnością dużo.
Grochola umiejętnie balansuje między pokazywaniem jasnych i ciemnych stron miłości. Nie popada w nadmierną egzaltację ani też nie sięga nazbyt często po harlequinowe rozwiązania. Chętnie wykorzystuje ironiczny komentarz i dowcip, dzięki czemu sceny, które mogłyby wypaść nazbyt sentymentalnie, potraktowane zostają z niezbędnym dystansem. Jako przykład można by przytoczyć początek powieści. Dzień przed ślubem Sara odwiedza swoją najlepszą przyjaciółkę, przyszłą druhnę, i zastaje u niej mężczyznę. Problem w tym, że staje się świadkiem tzw. sceny intymnej, a amant aktywnie w niej uczestniczący to jej przyszły mąż. Grochola robi następujące wprowadzenie: „Zanim Sara, w przeddzień swojego niedoszłego ślubu, a było już późne popołudnie, ujrzała swojego przyszłego (niedoszłego) męża z nogami swej najlepszej przyjaciółki i (niedoszłej) druhny oplatającymi jego poruszające się rytmicznie biodra – była dość szczęśliwą kobietą” (s. 7). W momencie, gdy Sara rozpoznaje, do kogo należą pośladki unoszące się nad ciałem przyjaciółki, mdleje, wtedy też czytelniczka wie już na pewno, iż nie wszystko w tej książce będzie traktowane ze śmiertelną powagą. Grochola zabawnie, choć też z nutką goryczy, opisuje dzieciństwo i dorastanie bohaterki. Warto zwrócić uwagę na fragmenty, z których dowiadujemy się o problemach Sary z wymawianiem „r” i o nadanym jej w związku z tym przezwiskiem Szczujek.
„Kryształowy Anioł” to współczesna wersja baśni o Kopciuszku, a jednocześnie polska odsłona potencjalnych losów filmowej Amelii. Sara jest zakompleksioną młodą kobietą, nie wierzy w swoją wartość, szczęścia upatruje w małżeństwie i macierzyństwie. Tyle że pierwsze planowane wyjście za mąż nie dochodzi do skutku z wiadomych, wspomnianych wyżej, powodów, drugie zaś, w którym dużo więcej jest już rozsądku, okazuje się także pomyłką. Sara opuszcza rodzinne miasto Poznań i próbuje odnaleźć się w Warszawie. Niestety, okazuje się, że za dnia coraz bardziej doskwiera jej samotność (nie ma pracy, nie ma pomysłu na pracę, nie widzi szansy na jej zdobycie), w nocy zaś odrzucenie (mąż wraca do domu po to tylko, by się wyspać, nie ma ochoty na seks ani na rozmowy z żoną). Praca w radiu, załatwiona po znajomości, ma być rodzajem koła ratunkowego w tej i tak patowej sytuacji. Okazuje się jednak, że współpracowników nie interesują jej pomysły, ma podawać im kawę, odbierać telefony i zaliczać niechciane przez innych dyżury nocne. Grochola wykorzystuje w swojej powieści popularny literacko motyw audycji radiowej, dzięki której wszystko się odmienia, pojawia się tajemnica, którą należy rozwikłać, a wieloznacznie rozumiany głos radiowy staje się rodzajem demiurga. Oczywiście, to wszystko w „Kryształowym Aniele” osadzone zostaje w kontekście codzienności, emocji i uczuć, chodzi tu o ubarwienie zwyczajności, o uświadomienie sobie, że liczy się nie tylko „ja dla innych”, ale też „ja dla siebie”. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie dzięki radiu dobra Wróżka, Amelia vel Sara ma szansę (nieświadomie, a może trochę też podświadomie?) wpłynąć na losy wielu ludzi, inspirując pozytywne zmiany. Siłę daje jej odkrywanie prawdy: o prawdziwej roli, jaką pełni w radiu, o tym, czym jest jej małżeństwo i dlaczego jej mąż ciągle nie ma czasu i jest nieustannie zmęczony, o tym, co kryło się pod maską udanego małżeństwa, noszoną tyle lat przez rodziców, o przyjaźni – tej nie tylko na dobre, ale i na złe, wreszcie o seksie, który był nie radością samą w sobie, ale środkiem do osiągnięcia celu. W efekcie, choć odkryty fałsz boli, to jednak pozwala rozpocząć wszystko raz jeszcze – być może z lepszym skutkiem.
Grochola nie unika optymistycznego przesłania, tyle że jej happy end nie składa się tylko z pozytywnych emocji – jest w nim trochę radości, trochę smutku, trochę nadziei, ale i trochę rozczarowania. Grochola w „Kryształowym Aniele” zdaje się dostrzegać wiele szarości, czyniąc je zaś tematem swojej twórczości robi ukłon w stronę tych czytelniczek, które w literaturze pop nie szukają łatwych rozwiązań, lecz chciałyby przeczytać o świecie, który je otacza, a składa się on niewątpliwie nie tylko z tego, co dobre. Najnowsza powieść Grocholi jest więc nieco lżejszą kontynuacją stylu zapoczątkowanego w „Przegryźć dżdżownicę”, a odrodzonego w „Trzepocie skrzydeł”. Mamy więc do czynienia z dobrą powieścią popularną. Tylko tyle? Nie, aż tyle.
Katarzyna Grochola: „Kryształowy Anioł”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2009.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |