ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (148) / 2010

Jakub Steblik,

MNICH, TRICKSTER I DIABELSKA GRA

A A A
„Parnassus” był reklamowany jako film roku. Miał zachwycić i zniewolić widzów swoją fabułą. Czy tak się stało? Raczej nie. Z pewnością jednak najnowsze dzieło Terry’ego Gilliama wybija się ponad przeciętność hollywoodzkich produkcji. Nie imponuje jedynie efektami specjalnymi i plejadą aktorów, ale próbuje także opowiedzieć pewną historię, która jest co prawda bardzo stara, a jej warianty były na wiele sposobów powtarzane chyba we wszystkich kulturach. Chodzi oczywiście o historię zakładu człowieka z diabłem.

Wobec kluczowego rozróżnienia sztuki od rzemiosła Hollywood na ogół staje po stronie rzemiosła, czyli perfekcyjnych w wykonaniu, nienagannych w konstrukcji fabuły przedstawień dobrze znanych wzorców, mitów i klisz kulturowych. Kino hollywoodzkie jest doskonałe w swojej powtarzalności, opowiada bowiem wciąż te same historie, ale w nowy sposób. Najlepszym chyba tego przykładem jest „Avatar” (2009) Jamesa Camerona – film o zachłannym i bezmyślnym „białym” człowieku, który zostaje pokonany przez „niewinnych dzikich”. Gdyby nie oszałamiające efekty specjalne, które – trzeba przyznać – robią wrażenie, nie wzbudziłby on większego zainteresowania. W opozycji do tego typu dzieł pojawiają się filmy, o których można mówić, że aspirują do rangi sztuki. Chociaż współcześnie trudno określić, czym sztuka jest, a czym nie, to z grubsza i nie wywołując kontrowersji, można powiedzieć, że stara się ona nakłonić widza do nieschematycznego myślenia, zerwania regularności, w jakiej każdy z nas tkwi w swym codziennym życiu. „Parnassus” znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwiema kategoriami. Nie jest źle, ale mogłoby być o wiele lepiej i stąd właśnie niedosyt.

Trzeba przyznać, że fabuła filmu Gilliama jest niebanalna. Tytułowy Parnassus (Christopher Plummer) był niegdyś mnichem, wiodącym w odosobnieniu kontemplacyjne życie. Główną aktywnością i jednocześnie powołaniem było dla niego i innych mnichów nieustanne wypowiadanie pieśni / modlitwy, która sprawia, że świat trwa. W tym czasie po raz pierwszy na drodze bohatera stanął diabeł w osobie pana Nicka (Tom Waits), który „zawiązując” usta mnichów, sprowadził ciszę. Modlitwa nie jest już wypowiadana, ale świat trwa dalej, nic się nie zmieniło. Pierwsze pojawienie się diabła jest jednocześnie momentem zawarcia pierwszego zakładu. Efekt licznych ludzko-diabelskich rozgrywek będzie taki, że Parnassus otrzyma życie wieczne w zamian za córkę, Valentinę (Lily Cole), którą będzie musiał oddać Nickowi, gdy ta skończy szesnaście lat.

Nieśmiertelność, jak to zazwyczaj bywa w bajkach, jest darem co najmniej kłopotliwym. Parnassus wraz ze swoją nieliczną świtą: karłem, Valentiną i podkochującym się w niej pomocnikiem przemierza świat w rozklekotanym drewnianym wozie, jakby statku widmo, obwieszonym różnokolorowymi żarówkami, migoczącymi niepokojąco w ciemnościach. Całe towarzystwo przypomina zresztą grupę hipisów, nieprzystających do rzeczywistości, w której się znajdują.

Kiedy zbliżają się szesnaste urodziny Valentiny, pan Nick pojawia się po raz kolejny, proponując następny zakład: jeżeli Parnassus pierwszy zdobędzie pięć dusz, ocali córkę. Wtedy też do watahy Parnassusa dołącza kolejna postać: Tony (Heath Ledger), niedoszła ofiara rosyjskiej mafii. Bohater cierpi wprawdzie na amnezję, która wkrótce minie, ale jego prawdziwa tożsamość ujawni się dopiero po drugiej stronie lustra, w świecie istniejącym dzięki umysłowi Parnassusa, w Imaginarium, w którym poddawani próbie ludzie odnajdują odpowiedź na pytanie: „Czy jestem dobrym człowiekiem?”.

Najciekawsza według mnie jest możliwość potraktowania filmu Gilliama jako przypowieści o zdolności człowieka do decydowania o sobie. Ów trop interpretacyjny jest pochodną konstrukcji świata przedstawionego w filmie, a w szczególności kształtu „zła” i jego funkcji oraz braku „postaciowej” obecności dobra. Ciekawy to układ, który od razu przywodzi na myśl rozmaite koncepcje teologiczne. Pomysł Terry’ego Gilliama na konstrukcję świata nie ma z nimi jednak wiele wspólnego; jest pod tym względem przewrotny. Tak więc w „Parnassusie” istnieje materialny świat, w którym toczy się codzienne życie. Jego częścią jest również diabeł. Nie ma natomiast nikogo / niczego, co równoważyłoby jego obecność i czyny. W związku z tym pojawia się wątpliwość dotycząca tego, czy w tak skonstruowanym świecie diabeł jest tak naprawdę diabłem i czy naprawdę chodzi mu o zdobycie ludzkiej duszy. Sądzę, że nazywanie pana Nicka diabłem, szatanem lub uosobieniem zła jest upraszczającym wybiegiem, który wprawdzie ułatwia nam orientację w tej fantasmagorii, ale prowadzi równocześnie na manowce stereotypów.

Pan Nick pojawia się po raz pierwszy w klasztorze. Udowadnia wtedy Parnassusowi, że modlitwy i pieśni mnichów nie są potrzebne do utrzymania świata w ciągłości. Ich wysiłek nadaje sens ich własnej egzystencji, nikomu i niczemu więcej. Parnassus myli się, sądząc, że jego działanie ma jakikolwiek wpływ na świat, ludzi lub rzeczywistość, na cokolwiek poza nim samym. Monastyczna utopia spokoju, niezmienności, powtarzalności i ciągłości daje poczucie bezpieczeństwa i harmonii. Można w ten sposób uzyskać komfort psychiczny i spokój, który jest jednak oparty na nieprawdzie: wysiłki mnichów nie mają mocy sprawczej. Czy wskazanie błędu, w jakim tkwią mnisi, jest czynem godnym szatana? Przecież to synonimicznie dobro kojarzy się z prawdą. Dobro otwiera oczy i wskazuje drogę. Dobro jest jednoznaczne. Pan Nick nie jest jednak szczery, a jego intryga prowadzić ma do zmuszenia mnicha nieznającego życiowych trudów do konfrontacji z ludźmi, którzy przecież są dla niego najważniejsi. Wszak to dla ich dobra wiódł pełną poświęceń egzystencję w klasztorze i to im będzie się starał wskazać właściwą drogę w życiu. To w nich pokłada nadzieję. Można więc zaryzykować sformułowanie przewrotnej hipotezy: pan Nick obdarza Parnassusa darem nieśmiertelności, by zmusić go do podjęcia ryzyka i jednocześnie dać mu szansę spełnienia się. Czy gdyby pan Nick był bezwzględnym szatanem, żądnym ludzkich dusz, dałby się oszukać zwykłemu mnichowi? Czy ograniczony w swych możliwościach człowiek może w ogóle stanąć do rywalizacji z siłami ciemności?

Parnassus uczestniczy w grze pana Nicka, ale nie na zasadzie równorzędności. To jakby metagra, w której pan Nick jest jednocześnie graczem, sędzią i inicjatorem, dodatkowo rozdającym nagrody i prowadzącym naiwnego człowieka przez szereg prób do rozwiązania. On ustala reguły oraz kryteria wygranej. Czy inicjator może przegrać tak zaplanowaną grę? Tak, jeżeli ma taki zamiar. Co może być celem pana Nicka? Z pewnością nie zwycięstwo. Może sama gra, urozmaicenie w monotonnej wieczności, rozrywka kosztem człowieka? To też nie wydaje się przekonujące. Najbardziej wiarygodne wydaje mi się stwierdzenie, że pan Nick prowadzi grę dla Parnassusa, po to, by dać mu szansę. Jeżeli jest diabłem, to z pewnością dobrodusznym i życzliwym. Ale może również nie być diabłem. Więc kim? I co jest jego celem?

Teoria kultury podpowiada, że pan Nick może być tricksterem – pewnego rodzaju półbogiem, ambiwalentnym w swoim działaniu, igrającym z ustalonymi normami. Nie jest bezwzględnie dobry, postępuje często niegodnie, ale generalnie jest niejednoznaczny. Sprowadza zamęt i jest przyczyną działania, tak jak postać grana przez Toma Waitsa, wprowadzająca zamieszanie i będąca inicjatorem wydarzeń, do uczestnictwa w których nie zmusza, a jedynie kusi potencjalnymi korzyściami. To pan Nick odciągnął Parnassusa od bezwartościowej i fałszywej czynności, oferując niezwykłe możliwości, z których należało jedynie skorzystać.

W tym kontekście znamienna wydaje się ostatnia scena filmu. Parnassus pod kierownictwem swego dawnego kompana, karła, sprzedaje na ulicy małe teatrzyki, imitujące dawne Imaginarium. Pan Nick przychodzi po raz kolejny, by zawadiackim uśmieszkiem zachęcić go ponownie do gry. Czy klasztorna kontemplacja ma coś wspólnego z prowadzeniem własnego małego przedsiębiorstwa produkcyjno-sprzedażowego? Czy pewność świata, jaką Parnassus uzyskiwał dzięki klasztornemu życiu, wiązała się z osiąganiem zysku? Może chodzi właśnie o to samo, o pewność, że nasze działania przyczyniają się do trwałości świata, przynajmniej tego prywatnego. Pewność można jednak łatwo utracić, a uwodzicielskiemu uśmiechowi Toma Waitsa bardzo łatwo ulec…
„Parnassus” („The Imaginarium of Doctor Parnassus”). Reż.: Terry Gilliam. Scen.: Terry Gilliam, Charles McKeown. Obsada: Christopher Plummer, Tom Waits, Heath Ledger, Lily Cole. Gatunek: fantasy. Produkcja: Francja / Kanada / Wielka Brytania 2009, 122 min.