ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (169) / 2011

Martyna Markowska,

LANDSZAFTY

A A A
Fotografia to stosunkowo stare medium. Z drugiej strony fotografia to stosunkowo młoda sztuka. Te dwie okoliczności teoretycznie powinny sprzyjać płciowemu egalizataryzmowi fotografii. Pytanie zatem możemy postawić sobie następujące: ile znamy słynnych kobiet-fotograficzek? Berenice Abbott i Julia Margaret Cameron posród pionierek. Diane Arbus i Annie Leibovitz z kolei jako ikony późnego dwudziestego wieku. Leni Riefenstahl, której twórczość znamy głównie filmową i w wąskim kontekście. A ile znamy kobiet-poetek?

Agnieszka Wolny-Hamkało wydała kolejny świetny tomik. Ja, jako wcale nieświetna znawczyni poezji (sic!) podjęłam się recenzji tegoż ze względu na „fotogenię“ sprawy. A propos fotogenii tomiku, wszyscy chyba lubimy ładne okładki i czasami mam wrażenie, ze panie poetki częściej o tym pamiętają niż panowie poeci. O ile w ogóle autorzy tomików obojga płci posiadają jakiekolwiek moce sprawcze w kwestii projektu okładek i w ogóle ich to interesuje. To tak jedynie na marginesie. W/na okładce najważniejszy jest bowiem tytuł. A tytuł nowego tomu Agnieszki Wolny-Hamkało chwyta za serca, zwłaszcza te wrażliwe na estetykę fotografii. „Nikon i Leica“, czyli: albo on i ona, albo nowe i stare odkurzone, albo ten młody i ta stara zapomniana? Można sylogistycznie mnożyć znaczenia bazując na tych wariacjach albo w ogóle nie zastanawiać się nad tytułem i wczytać się w wiersze. I to chyba zdecydowanie lepsza strategia na rozszyfrowanie, skąd w poezji fotografia, skąd Leica i Nicon. Ostatecznie, tomik rozpoczyna się właśnie tymi dwoma utworami: ona i on.

Recenzję tomiku Agnieszki Wolny-Hamkało można by rozciągnąć do rozmiarów sążnistej rozprawy o ekfrazie, o „intermediality“, o zaślubinach mediów, o wzajemnych wpływach słowa i obrazu. Nie brakuje bowiem teoretycznych podwalin ku temu. Jednak wydaje mi się, że jeśli pozostaniemy na etapie analizy impresji i fotograficznych kolaży, to będzie to jedynie z pożytkiem dla „Nikona i Leiki“. Nie ma sensu się silić też na dywagacje, czy Agnieszka Wolny-Hamkało lubi najbardziej styl polaroidów, łomo czy pinhole. To nie ma znaczenia w tej chwili, albowiem największe znaczenie mają jej wiersze. Czy słowo poetyckie inspiruje się fotografią cyfrową czy analogową? Powiem krótko: who cares?

Na pewno nie brak Wolny-Hamkało fotograficznej precyzji w postrzeganiu świata. Dokumentalny zapis przestrzeni w stylu Alfreda Stieglitza, ale z drugiej strony – subtelne portretowanie postaci w stylu Margaret Cameron – tak określiłabym dwa tropy tradycji, którą udałoby się wyśledzić u Wolny-Hamkało. Miejski krajobraz oraz portrety, po tak zwanemu męsku i umownemu kobiecemu. Za wspólny mianownik niech posłuży punkt zwrotny w historii fotografii, jakim była wystawa „The Family of Man“ Edwarda Steichena, legendarnego kuratora, który zebrał w 1955 roku zdjęcia prezentujące życie ludzkie w momentach najbardziej intymnych.

„Nikon i Leica“ to przede wszystkim intymność. Intymność ta jest owiana papierosowym dymem, czasami zlodowaciała, czasami żarząca się, a czasami senna. A sen jest niczym fotografia u Wolny-Hamkało, albo fotografia jak sen(nność): „Gdzie są ludzie? W środku, ale się nie ruszają“. Ten quasi-dialog może określać niejedno miejsce i stan fizyczno-duchowy, musi być spełniony tylko jeden warunek: wyraźny podział na podmiot i przedmiot obserwacji. Miasto, kalejdoskop, laterna magica, życie od narodzin do śmierci: naczynia, do których nabito kiedyś człowieka bez wyjścia i bez powrotu. Ktoś natomiast to wszystko obserwuje z góry, z boku, z dala. Na pewno z Północy, tej geograficznej z białymi nocami i nordic, ale też tej, która bliżej nas mentalnie, a która wykluła kiedyś historię o Kaju, któremu szkło z rozbitego lustra ukłuło serce, zraniło źrenicę i zatruło umysł.

Obrazy w tomiku Wolny-Hamkało przesuwają się wolno, czasami złośliwie drażniąc czytelnicze oko kawałkiem niewygodnego szkła z bajki. Czasami drażnią zmysł powonienia odorem, który jest obcy bajkom co prawda, ale uciążliwie obecnym w rzeczywistości. Ręce pachnące rzeżuchą, miasto pachnące smogiem, a w nim ona i on. Przenoszą w swoich głowach bagaże pełne wspomnień, z których każde jest obramowane, wykadrowane, czasami wyzoomowane, czasami panoramiczne. Jak fotografie: charakteryzują się różną wielkością, ostrością i formatem, ale zawsze są ograniczone ramą przestrzenną. Agnieszka Wolny-Hamkało w jednym z wierszy użyła sformułowania „niestrawione prze miasto“. Czego nie strawi miasto, strawi słowo o nim, albo jego zdjęcie. Czego nie zdoła jedna sztuka, druga przyjdzie w sukurs. „Nikon i Leica“ łączy te dyspozycje, a wynik to pełne zaangażowanie czytelniczych zmysłów. Taki wynik to sukces.
Agnieszka Wolny-Hamkało: „Nikon i Leica“. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2010.