ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (213) / 2012

Rafał Gajos,

HORROR PRZETRAWIONY MATERIALIZMEM

A A A
CZYLI OPOWIEŚĆ O ROZPADZIE CIAŁA I KULTURY
W dobie powszechnie dostępnego Internetu, kiedy każdy, kto poszukuje informacji na temat interesujących go zjawisk ze świata filmu, ma do dyspozycji ciągle rozrastającą się Wikipedię oraz bazy danych, takie jak Internet Movie Data Base czy Filmweb, leksykony zdają się tracić rację bytu. Zastępują je różnej maści toplisty tworzone bądź demokratycznie, na podstawie średniej ocen, jakie filmom przyznają użytkownicy danego portalu, bądź indywidualnie, umieszczane na blogach czy też w ramach wcześniej wspomnianych portali lub internetowych witryn sklepów typu Amazon. Piotr Sawicki, autor leksykonu poświęconego filmom gore, najwyraźniej doskonale zdaje sobie z tego sprawę i dlatego też w swojej książce, zamiast ograniczyć się do streszczeń i podstawowych danych dotyczących wybranych przez siebie filmów, proponuje czytelnikom zbiór krótkich, dwu- lub trzystronicowych artykułów, które gatunkowo plasują się gdzieś między recenzją a esejem. Część właściwą leksykonu poprzedza teoretyczno-historyczny wstęp, w którym autor stara się odpowiedzieć na pytanie, czym jest gore, aby następnie pokrótce przedstawić jego dzieje, a także wytłumaczyć się z pewnych decyzji dotyczących takiego, a nie innego kształtu książki.

Autor leksykonu bazuje w swych wywodach na zaproponowanej przez Andrzeja Pitrusa w książce „Gore, seks, ciało, psychoanaliza” koncepcji pułapki interpretacyjnej, dokonując przy okazji jej, żeby posłużyć się terminem Harolda Blooma, niedoczytania. Pitrus, opierając lwią część swojego tekstu na psychoanalitycznych interpretacjach poszczególnych filmów, w finale dokonuje śmiałej teoretycznej wolty. Stwierdza bowiem, że stosując narzędzia dostarczone przez Zygmunta Freuda i jego spadkobierców, nie odkrywamy niczego, co leżałoby pod powierzchnią tekstu, a jedynie samą psychoanalizę, która tak głęboko wniknęła w amerykańską popkulturę, że stanowi jedną z nici użytych do utkania tekstu filmów gore. Warto zauważyć, że autor zajmuje się w swojej książce głównie kinem amerykańskim, robiąc nieliczne wyjątki na rzecz przedstawiciela kina kanadyjskiego, Davida Cronenberga. Finał, w którym Pitrus stwierdza, że „gore, zmierzając do zanegowania komunikacji w rozumieniu klasycznym, zastępując znaki iluzją realności i nadając jej samej charakter znaku, tworzy znaczenie wzięte w nawias. Nawias ten wydaje się stanowić najgłębszy sens gatunku” (Pitrus 1992: 100), następnie dodając, że „podstawowym znaczeniem gore jest próba zakomunikowania widzowi kryzysu znaczenia: śmierci znaku, narodzin śladu, konieczności błądzenia i ciągłego odczytywania na nowo” (tamże: 103), stanowi dla autora „Odrażających, brudnych, złych” punkt wyjścia.

O ile dla Pitrusa wzięcie znaczenia w nawias oznaczało raczej początek jego niekończącej się drogi interpretacyjnej, na której każdy napotkany sens jest jedynie przygodny, a nie ostateczny, o tyle dla Sawickiego nawias nie zawiesza, a redukuje znaczenie. Gore jako gatunek zmierza ku jednoznaczności, która polega na redukcji człowieka do ciała nieodwołalnie skazanego na rozkład czy zniszczenie. Poza kilkoma wyjątkami, filmy gore są dla autora pesymistyczne i nihilistyczne, nie oferują nic ponad traumę i poczucie beznadziei, będące efektem szoku wywołanego przez zaprezentowaną na ekranie przemoc oraz wizję zepsutego świata, którego nie sposób uczynić lepszym. Jeśli happy end się pojawia, jak to ma miejsce w kultowym filmie Petera Jacksona „Martwica mózgu”, reprezentującym komediową odmianę gore, poprzedzająca go orgia przemocy doprowadza do wzięcia tegoż w nawias i unieważnienia zawartych w nim wskazówek aksjologicznych. To właśnie wspomniana wcześniej wizja człowieka i świata wraz z pesymizmem i nihilizmem, a nie – jak potocznie się sądzi – naturalistyczne lub karykaturalne obrazy destrukcji ludzkiego ciała, stanowią o istocie gore. Dlatego też nie znajdziemy w leksykonie Sawickiego filmu „Idź i patrz” Elema Klimowa, ale pojawi się w nim dużo mniej szokujący, jeśli chodzi o sposób przedstawiania przemocy, film „Halloween” Johna Carpentera. Nie znaczy to jednak, że filmy gore są, używając potocznego określenia, zawsze głupie. Ich cechą konstytutywną, a zarazem wadą, jest to, że stawiane przezeń diagnozy okazują się jednowymiarowe, czemu Sawicki dał wyraz w jednym z wywiadów, przywołując fragment „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna mówiący o tym, że dusza bez ciała jest tak samo straszna i nieludzka jak ciało bez duszy. Grzechem intelektualnym gore, jak i źródłem jego potworności, jest fakt, iż jest ono odbiciem drugiego członu tego twierdzenia.

Mimo iż filmy gore zmierzają ku jednoznaczności, to ścieżek wiodących ku niej jest zadziwiająco wiele, konstatuje Sawicki. Ilość gatunków, typów postaci czy rozwiązań formalnych, jakie odnajdziemy w tych filmach, okazuje się imponująca i właśnie podkreśleniu tej wielości w jedności służy część właściwa leksykonu, na którą składa się sto króciutkich tekstów. Obranie porządku alfabetycznego, a nie, jak to na przykład zrobił Bartłomiej Paszylk w „Leksykonie filmowego horroru”, porządku chronologicznego, pozwala jeszcze bardziej tę różnorodność uwypuklić. Pogratulować należy autorowi także samego doboru tytułów, pośród których znajdują się reprezentanci różnych podgatunków gore: od kina kanibalistycznego, przez zombie movies, nazi exploitation, snuff, aż po krwawe komedie grozy. Sawicki nie ogranicza się też do Stanów Zjednoczonych, jak to zrobił w swojej książce Andrzej Pitrus, przez co czytelnik będzie mógł się zapoznać z tytułami pochodzącymi z różnych zakątków świata: Brazylii, Japonii, Chin, a nawet Polski (nasz kraj w leksykonie reprezentuje „Diabeł” Andrzeja Żuławskiego).

Dysponujący sporą erudycją Sawicki zazwyczaj dba o to, aby umieszczać opisywane przez siebie filmy w odpowiednim dla każdego z nich kontekście historycznym lub obyczajowym. Dodatkowo, przywołując filmy takie jak „Kanibalistyczny Holocaust” czy „Historia Ricky'ego”, robi to w odniesieniu do gatunku, który reprezentują, wymieniając skrótowo jego konstytutywne cechy i zestawiając omawiany film z innymi należącymi do tego samego gatunku dziełami. W interpretacyjnym ferworze zdarza się autorowi „Odrażających, brudnych, złych” tworzyć intrygujące zestawienia, tak jak w tekście poświęconym filmowi „Królik doświadczalny 4: Syrena w kanale”, w którym wskazuje pewną tematyczną analogię między tym klasycznym reprezentantem japońskiego gore a „Śmiercią w Wenecji”, czy też kiedy przyrównuje estetykę finałowych scen „Domu 1000 trupów” Roba Zombiego do warstwy wizualnej dzieł Federico Felliniego. Moim faworytem jest jednak tekst o „Pasji” Mela Gibsona, której swoistość autor stara się uchwycić poprzez zestawienie z jednej strony z „Męczeństwem Joanny d'Arc” Dreyera i „Ewangelią według świętego Mateusza” Pasoliniego, a z drugiej z... „Rambo”. W tym momencie może się w czytelniku pojawić żal – piszę te słowa bez cienia ironii – że teksty te nie są dłuższe.

Mimo że krwawe sceny nie są kluczowe dla definicji gore, którą proponuje Sawicki, trudno sobie wyobrazić ten gatunek bez nich, dlatego też autor na marginesie wywodów o konkretnych filmach przedstawia sylwetki niektórych, co bardziej zasłużonych specjalistów trudniących się charakteryzacją czy efektami specjalnymi. Na pochwałę zasługuje też zwrócenie uwagi na to, że typowy dla filmów tego gatunku klimat brudu i rozpadu jest budowany m.in. poprzez użycie odpowiedniego rodzaju sprzętu. Konstatacja ta przekłada się na umieszczenie pośród podstawowych wiadomości o filmie informacji takich jak nazwisko reżysera, rok produkcji, czas trwania, a także rodzaj taśmy, na jakiej film został nakręcony.

Niestety, leksykon ma też swoje wady. Niektóre są drobne (bohater „Muchy” Cronenberga ma na imię Brundle, a nie Brundley, jak twierdzi Sawicki), inne ciut większe (naukowca przeprowadzającego eksperymenty z teleportacją w „Musze” Kurta Neumanna nie gra Vincent Price). Tym, co może najbardziej razić, jest jednak, jak można wnioskować z wywodów Sawickiego, utożsamienie feminizmu, ruchu wewnętrznie zróżnicowanego, z ideą, która głosi supremację kobiet oraz nakazuje im przedkładać zarezerwowaną przez długi czas dla mężczyzn sferę pracy i kariery ponad dom rodzinny.

Czytając „Odrażające, brudne, złe”, od początku miałem wrażenie, że obcuję z książką autorską i nie chodzi tylko o to, że kluczem, wedle którego dobierane były filmy, jest – summa summarum – indywidualny gust Piotra Sawickiego. Bezsprzecznie da się wyczuć, które z tytułów Sawicki ceni wysoko z powodu walorów estetycznych czy intelektualnych, a których zdecydowanie nie lubi, ale nie to okazuje się najważniejsze.

Ponad opowieścią o historii gatunku, zaprezentowaną skrótowo we wstępie, a następnie w wersji poszerzonej, ale też rozproszonej, w kolejnych tekstach poświęconym filmom, wznosi się w leksykonie narracja intelektualisty ubolewającego nad upadkiem wartości, który zdiagnozował. Sawicki winą za ten upadek nie obarcza filmów gore, które pełnią jedynie funkcję papierka lakmusowego, pokazującego stan kultury. Choroba materializmu i redukcji człowieka do biologii, jaka toczy współczesną kulturę, na powierzchni objawia się ropniem, jakim są filmy gore – odrażające i brudne, ale nieszkodliwe, gdyż, jak twierdzi autor leksykonu, szok i obrzydzenie, które wywołują, pozbawiają je mocy uwodzenia, a tym samym przekształcania świata na swoją modłę. Można się z Piotrem Sawickim nie zgadzać, a jego leksykon nie jest na pewno ostatnim zdaniem w temacie filmów gore, ale stanowi dobry punkt wyjścia dla refleksji nad tą ekstremalną odmianą kina.

LITERATURA:
Pitrus A.: „Gore, seks, ciało, psychoanaliza. Pułapka interpretacyjna”. Oficyna Wydawnicza „ER”, Siedlce 1992.
Piotr Sawicki: „Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore”. Wydawnictwo Yohei, Wrocław 2011.