ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (248) / 2014

Michał Chudoliński,

POCIĄG ZWANY (O, ZGROZO) NADZIEJĄ

A A A
Mówiąc: „kino komiksowe”, myślimy w tym roku o: Kapitanie Ameryce, Spider-Manie, Strażnikach Galaktyki, X-Menach. W gąszczu blockbusterów zapominamy jednak, że nie są to jedyne filmy oparte na obrazkowych historiach, jakie polski widz może obecnie zobaczyć na dużym ekranie. „Snowpiecer” w reżyserii Joon-ho Bonga opiera się na europejskim klasyku „Le Transperceneige” Benjamina Legranda (autora wyśmienitego pirackiego komiksu „Barracuda”) i Jacques’a Loba. Jak to w przypadku komiksów frankofońskich bywa, doświadczenie z lektury nierzadko okazuje się głębsze, dosadniejsze i bardziej dopracowane od doznań płynących z amerykańskiego mainstreamu. Podobnie – o, dziwo – jest z filmem, chociaż wydaje się on uboższy od komiksowego oryginału oraz nieuporządkowany formalnie.

Bong, znany do tej pory z dojmujących kryminałów, tym razem prezentuje kino zarówno futurystyczne, jak i nade wszystko postapokaliptyczne. Z powodu ignorancji i lekkomyślności, ludzkość nie poradziła sobie z globalnymi zmianami klimatu. To, co miało pomóc, sprawiło, że na Ziemi zapanowała wieczna zima. Zamarzło wszystko – wsie, wielkie metropolie, oceany i puszcze. Życie jako takie istnieje już tylko i wyłącznie w tytułowym „Snowpiecerze”, nowoczesnym pociagu okrążającym planetę raz do roku. Po kilkunastu latach od globalnej katastrofy maszyna przeistacza się w wielką metaforę współczesnej struktury społecznej, nacechowanej dysproporcjami i niesprawiedliwością. W maszynowni oraz kilku pierwszych wagonach podróżuje elita, żyjąca beztrosko w atmosferze wiecznej zabawy. Na samym końcu zaś funkcjonują najbiedniejsi, nie mający zupełnie nic, wyzyskiwani przez mających władzę nad pociągiem. Trzonem fabuły jest oczywiście rewolucja uciskanych, w której trakcie biedni krok po kroku przejmują kolejne wagony. Jakież będzie ich zdumienie, kiedy zdadzą sobie sprawę, że machina sama w sobie jest ekosystemem, dla którego naistotniejsze jest zachowanie proporcji. Prawdziwe kłopoty zaczną się, gdy równowaga zostanie utracona…

Film ten może budzić wiele uzasadnionych obaw, i to z licznych powodów: od oczywistej, wyłożonej wręcz na tacy marksistowskiej wymowy, przez modny temat omówiony już na szereg sposobów, na jednowymiarowej symbolice kończąc. I choć wszystko to odnajdziemy w filmie Bonga, żaden z tych elementów nie razi tak mocno, jak (właściwie) powinien. W sumie można stwierdzić, że „Snowpiecer” to ciekawy przykład kina drogi w konwencji science fiction. Mamy tutaj bowiem rewoltę bezkształtnej masy, nie posiadającej nic do stracenia, chcącej odzyskać utraconą godność. Obserwujemy, jak rewolucyjna banda stopniowo odkrywa sposób funkcjonowania maszyny, jak jej członkowie uświadamiają sobie ponure kłamstwo stojące za systemem kast. Bong, zamiast ubierać historie w pseudointelektualne aluzje i patos, ukazuje nam właśnie tę ścieżkę, która momentalnie przerodzi się w łaźnie brudu, krwi i destrukcji. Trzeba przyznać, że wyszedł mu film z rozmachem godnym klasyków fantastyki, z doskonałym oddaniem poczucia izolacji, niemożności ucieczki. Pod względem estetyki, dekoracji i zobrazowania zamarzniętego świata jest to kino doskonałe. Akcja, ukazywana z różnych perspektyw, momentami wydaje się przesadzona oraz groteskowa, nie nuży jednak na tyle, by machnąć na nią ręką, a następnie wyjść z sali kinowej.

„Snowpiecer” nie jest jednakże filmem bezbłędnym. Pełno w nim niekonsekwencji, braku logiki, zbędnych dłużyzn. Ma się nawet wrażenie, że Koreańczyk był w pewien sposób ograniczany przez zachodnich producentów. Tym samym rodzi się poczucie obcowania z okrutnie pociętym filmem, który mógłby być bardziej odważny w swej wymowie, gdyby tylko autorowi dano swobodę wypowiedzi. O mankamentach tych nie myśli się jednak zbyt długo dzięki wyśmienitej grze aktorskiej. Chris Evans doskonale odgrywa przywódcę buntu, który będzie musiał poświęcić wiele, by spotkać maszynistę pociągu, Wilfreda. Tilda Swinton zaś wybornie wciela się w sługuskę „głowy” pociągu. Pokraczność i obleśność tej postaci aktorka oddaje tak wiarygodnie, że aż trudno mi było uwierzyć, że ta sama artystka zagrała wampira kosmopolitkę u Jima Jarmuscha. Wszystko to jednak nic w porównaniu z tym, co pod koniec filmu oferuje Ed Harris, odgrywający rolę zarządcy pociągu, Boga w rzeczy samej. Doświadczenie wyniesione z „Truman Show” daje tutaj o sobie znać, aczkolwiek w „Snowpiecerze” Harris jest nieco bardziej wyciszony i dyletancki, a jego bohater nie zważa na cierpienie ogółu, przebywając w kompletnej samotności.

Zakończenie wynagradza z nawiązką wszystkie niedoskonałości, z jakimi widz styka się w rozwinięciu „Snowpiecera”. Zupełnie nie przypomina ono tego, z czym mieliśmy do czynienia przez lwią część akcji, odczuwa się wręcz, że finał nie zostało tknięty przez montażystów. Chwała im za to, albowiem zakończenie w piękny, klarowny sposób ukazuje istotę porządku społecznego, dowodząc, że my wszyscy, bez wyjątku (szczególnie teraz, wobec sytuacji zaistniałej na Krymie), żyjemy w stanie wyjątkowym, o którym tak wiele pisał filozof Giorgio Agamben. Mawiał on, że obowiązujące prawo i umowa społeczna są arbitralne, a uzyskany poprzez nie kruchy porządek łatwo zniszczyć. U Bonga dodatkowo porządek ten jest podtrzymywany przez ideologię, wedle której nie sposób wymyśleć życia innego poza pociągiem, czyli zastanym systemem. Reżyserowi w subtelny sposób udało się pokazać społeczną gnuśność wynikającą z potrzeby egzystencji w znanej rzeczywistości, gdy nie sprawdziło się innych ewentualności. Tragizm tej sytuacji, jak i moment uzyskania ponownej nadziei ukazany w filmie Bonga sprawiają, że „Snowpiecer” jest wart obejrzenia. Zwłaszcza że ostatnie sceny korespondują wymową z zakończeniem filmu „Kontrakt” Krzysztofa Zanussiego z 1980 roku. Aż się zdziwiłem, że dwóch tak różnych reżyserów w tak odległych czasach może wykorzystać ten sam zabieg formalny do mówienia o wierze w szansę na odkupienie grzechów.
„Snowpiecer: Arka przyszłości” („Snowpiecer”). Reżyseria: Joon-ho Bong. Scenariusz: Joon-ho Bong, Kelly Masterson. Obsada: Chris Evans, Kang-ho Song, Tilda Swinton, Jamie Bell, Octavia Spencer, John Hurt, Ed Harris i in. Gatunek: dramat sensacyjny / science fiction. Produkcja: Czechy / Francja / USA / Korea Południowa 2013, 126 min.