ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (83) / 2007

Krzysztof Ociepa,

BARDZO CYNICZNY MR SMITH

A A A
Nick Naylor (Aaron Eckhart) to jeden z tych typów, którzy znają odpowiedź na każde pytanie. Wygadany do bólu, bez trudu potrafi zapędzić swojego rozmówcę w kozi róg, udowadniając po drodze, że czarne jest białe. Ta umiejętność jest mu niezbędna, gdyż Nick reprezentuje lobby tytoniowe i na co dzień zajmuje się udowadnianiem, że palenie wcale nie jest szkodliwe dla zdrowia. Próbkę jego umiejętności oglądamy już w pierwszych scenach filmu rozgrywających się w studiu telewizyjnym. Jego adwersarze nie zdążyli jeszcze otworzyć ust, kiedy usłyszeli, że cynicznie żerują na nieszczęściu ludzi śmiertelnie chorych na raka, podczas gdy koncernom tytoniowym zależy na zdrowiu i życiu palaczy, bo kiedy ich zabraknie to producenci papierosów zbankrutują. Nick jest twarzą tytoniowego lobby, dlatego na nim własnie skupia się nienawiść wszystkich tych, którzy walczą z zagrożeniem niesionym przez nałóg. „Człowiek którego kochacie nienawidzić” tak by mógł powiedzieć sam o sobie i nie ukrywa, że mu dobrze z tym. Słodki drań czuje się jak ryba w wodzie, kiedy musi odpierać ataki przedstawicieli organizacji dbających o zdrowie Amerykanów. Z miejsca zdobywa sympatię widzów, tym bardziej, że na jego tle wojownicy słusznej sprawy wypadają niezwykle blado i za szlachetnymi sloganami ukrywają zwykły cynizm.

Zresztą szybko przekonujemy się, że niemalże każda branża działa w sposób mogący przynosić skutki uboczne, z których później trzeba się tłumaczyć. Raz w tygodniu Nick spotyka się na lunchu z Polly (Maria Bello) i z Bobbym (David Koechner), którzy reprezentują odpowiednio branżę alkoholową i przemysł zbrojeniowy. Wzajemna wymiana doświadczeń ma pozwolić tym ogromnym gałęziom przemysłu utrzymać się na powierzchni pomimo ewidentnie złej prasy, jaką cieszą się ich wyroby.

Oprócz pracy Nick ma też życie prywatne. Jak łatwo się domyślić na tym polu nie odnosi tylu sukcesów co w życiu zawodowym. Jest rozwiedziony i ma kilkuletniego syna, dla którego nigdy nie ma czasu. Rodzina to dla Amerykanów absolutna świętość, więc łatwo się domysleć, że odegra ogromną rolę w filmie. Natomiast można odnieść wrażenie, że niektóre tematy nie są już traktowane z taką nabożnością. Autorzy narzucają nam potrzebę identyfikacji z bohaterem filmu, z jego własnymi problemami, a jest ich sporo. Piękna dziennikarka uwodzi Nicka po to tylko, aby wyciągnąć z niego kompromitujące informacje i opublikować je na łamach prasy. Z dnia na dzień Nick traci wszystko i wtedy z pomocą przychodzi… No, zgadnijcie kto?

Wszystko byłoby pięknie gdyby nie jeden szczegół. Tak naprawdę Nick nie reprezentuje lobby tytoniowego, reprezentuje tylko siebie i swoje interesy. Nie czuje się w żaden sposób związany ze swoimi pracodawcami. Jest po prostu mózgiem do wynajęcia, a to że wynajęli go akurat producenci papierosów nie ma większego znaczenia. Bohater jest bezideowcem i taki pozostaje przez cały film. Mogliśmy się spodziewać, że będzie to bohater dynamiczny, ulegający metamorfozie. Wszak sytuacje, jakie spotyka na swojej drodze, należą do tych ekstremalnych. Spotkanie z umierającym na raka kowbojem z reklamy Marlboro, zdrada ze strony szefów i współpracowników, nieszczęśliwy romans z dwulicową dziennikarką. A na koniec porwanie i dosyć szczególne tortury, polegające na oblepianiu całego ciała Nicka plastrami nikotynowymi – efekt końcowy zbliżony jest do zapalenia kilku paczek papierosów jednocześnie. Mimo tych wszystkich zdarzeń Nick dalej pozostaje sobą. Niby ok. Niejednokrotnie narzekamy na wyświechtane hollywoodzkie schematy nakazujące bohaterom pod wpływem ciężkich doświadczeń przejść na jasną stronę mocy. „Dziękujemy za palenie” od tych schematów nieco ucieka, ale wydaje mi się, że twórcy niezbyt konsekwentnie podeszli do sprawy.

Nick jak każdy porządny Amerykanin podejmuje próbę odzyskania utraconej pozycji. W imię czego? Oczywiście przy bohaterze plącze się nieustannie jego rezolutny syn, ale próba zyskania w oczach syna to niezbyt wystarczający powód, by pogrążyć dziesiątki ludzi wcale nie gorszych od samego Nicka. Wychodzi na to, że to zwykły akt zemsty. Tylko dlaczego wszystko odbywa się w takim triumfalnym tonie? Dlaczego, chcąc odzyskać twarz i przemówić przed sądem, Nick powołuje się na pana Smitha z filmu „Mr Smith jedzie do Waszyngtonu” Franka Capry? Gwoli przypomnienia Jefferson Smith grany przez Jamesa Stewarta to kwintesencja najlepszych cech amerykańskiego bohatera. Można powiedzieć, że każde czasy mają swojego pana Smitha, ale wydaje mi się, że nawet nasze czasy zasłużyły na kogoś lepszego. Jefferson Smith walczył o słuszne sprawy i jego triumf był triumfem wszystkich dobrych ludzi. Triumf Nicka jest tylko jego własnym sukcesem, chociaż twórcy filmu cały czas ustawiają nas po jego stronie. W pewnym momencie ta jednostronność przedstawianych zdarzeń zaczyna mocno uwierać. Nick nie zasłużył na szacunek i sympatię widzów, trudno więc identyfikować się z nim. Zwłaszcza, że pod koniec filmu widzimy, że grono osób, z którymi Nick jada lunch znacznie się powiększyło o reprezentantów innych, równie szkodliwych gałęzi przemysłu. Jeżeli taki ma być efekt rewolucji przeprowadzonej przez nowego pana Smitha to sprawa, do której chce nas przekonać reżyser, staje się coraz bardziej problematyczna.

Zwycięstwo Nicka przywraca chwilowo zachwiany status quo, ale pytanie „czy ten porządek rzeczy jest w porządku” pozostaje bez odpowiedzi. Wydaje się, że triumfalny ton jakim reżyser kończy film jest co najmniej nie na miejscu.
„Dziękujemy za palenie” (Thank You For Smoking) Reż.: Jason Retman. Scenariusz: Jason Retman. Obsada: Aaron Eckhart, Maria Bello, Katie Holmes, Cameron Bright, Adam Brody. Gatunek: komediodramat. USA 2006, 92 min.