WIERSZE
A
A
A
W błysku
Huta: kable i kominy, biały dym i smród:
z ognia wyszła tu stal naszego samochodu,
którym przejeżdżamy teraz szybko obok,
żeby zdążyć przed zmierzchem do domu.
Kłęby kabli i kominy, biały dym i smród:
z ognia huty wyszły przydatne przedmioty,
których potem ciągle używamy w domu,
gdy wreszcie wracamy do niego o zmroku.
Gdy wreszcie wracamy o zmroku do domu
korzystamy z rzeczy, które wyszły z ognia,
a za oknem na horyzoncie widzimy błyski:
są tam kable i kominy, biały dym i smród.
Huta: kable i kominy, biały dym i smród:
to jest dom, to tutaj wracamy o zmierzchu,
wyszliśmy z tego samego ognia, co rzeczy
i w błysku zmieniamy się w dym i smród.
Nagłe piekło
Pusta koparka z jednoosobową kabiną,
obok porzucony przez robotników dół,
wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie
grzebią i dziobią w wysychającej trawie.
Mała koparka z jednoosobową kabiną,
wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie
grzebią i dziobią w wysychającej trawie,
omijają porzucony przez kopaczy dół.
Pusta koparka z jednoosobową kabiną,
puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,
został tylko głęboki dół, a obok gołębie,
co grzebią i dziobią w rzednącej trawie.
Puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,
został tylko głęboki dół, a obok gołębie
grzebią i dziobią tuż przy ciemnej jamie,
nagłym piekle, które nas już pochłonęło
Druga droga
Przy naszej drodze powstaje teraz druga,
wolno jedziemy wzdłuż ziemnego śladu,
mijamy wielkie i małe, mocne maszyny
i robotników w kolorowych kamizelkach.
Przy naszej drodze powstaje teraz druga,
choć pierwsza przecież nam wystarczyła,
żeby się udać w ważne dla nas podróże
i wrócić do domu we właściwym czasie.
Mijamy wielkie i małe, mocne maszyny
i robotników w kolorowych kamizelkach,
którzy na razie chyba planują równoległą,
ale może potem ślad skręci gdzieś w bok.
Wracamy do domu we właściwym czasie,
wszystkie ważne podróże są już za nami,
więc nigdy nie pojedziemy drugą drogą,
gdziekolwiek wytyczą ją ludzie i maszyny.
W środku i w centrum
W środku dnia i w centrum miasta
cień jest krótszy od nóg dziewczyny:
patrzę na niego bardziej niż na nie,
bo coraz częściej śledzę ciemność.
Ciemność śledzi mnie coraz częściej
w środku dnia i w centrum miasta:
naśladuje (źle) kształt nóg dziewczyny,
bo kiedyś bardziej na nie patrzyłem.
Dzisiaj wolę cień od nóg dziewczyny,
patrzę na niego bardziej niż na nie,
ciągle ciemnieję w wysokim słońcu
w środku dnia i w centrum miasta.
Wolałbym odejść, ale muszę tu zostać,
w środku dnia i w centrum miasta:
nie mogę patrzyć na nogi dziewczyny,
muszę na ciemność, która nadchodzi.
Bluszcz
W tej ziemi od lat nie składano zwłok,
oddziela nas od niej błyszczący bluszcz,
a z niego wystają skruszone macewy,
mijamy je cicho z moim małym synem.
Bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,
mijamy macewy z moim małym synem,
ostrożnie i cicho idziemy po ścieżkach
wytyczonych wśród skruszonych grobów.
W tej ziemi od lat nie składano zwłok,
bo dawno zabrakło zmarłych i żywych,
a nas zostawiono obcych i ciekawych,
oddzielonych błyszczącym bluszczem.
Ostrożnie mijamy skruszone macewy,
mój mały syn i ja, obcy, ale też ciekawi,
bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,
aby oddzielić nas od zmarłych i żywych.
Huta: kable i kominy, biały dym i smród:
z ognia wyszła tu stal naszego samochodu,
którym przejeżdżamy teraz szybko obok,
żeby zdążyć przed zmierzchem do domu.
Kłęby kabli i kominy, biały dym i smród:
z ognia huty wyszły przydatne przedmioty,
których potem ciągle używamy w domu,
gdy wreszcie wracamy do niego o zmroku.
Gdy wreszcie wracamy o zmroku do domu
korzystamy z rzeczy, które wyszły z ognia,
a za oknem na horyzoncie widzimy błyski:
są tam kable i kominy, biały dym i smród.
Huta: kable i kominy, biały dym i smród:
to jest dom, to tutaj wracamy o zmierzchu,
wyszliśmy z tego samego ognia, co rzeczy
i w błysku zmieniamy się w dym i smród.
Nagłe piekło
Pusta koparka z jednoosobową kabiną,
obok porzucony przez robotników dół,
wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie
grzebią i dziobią w wysychającej trawie.
Mała koparka z jednoosobową kabiną,
wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie
grzebią i dziobią w wysychającej trawie,
omijają porzucony przez kopaczy dół.
Pusta koparka z jednoosobową kabiną,
puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,
został tylko głęboki dół, a obok gołębie,
co grzebią i dziobią w rzednącej trawie.
Puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,
został tylko głęboki dół, a obok gołębie
grzebią i dziobią tuż przy ciemnej jamie,
nagłym piekle, które nas już pochłonęło
Druga droga
Przy naszej drodze powstaje teraz druga,
wolno jedziemy wzdłuż ziemnego śladu,
mijamy wielkie i małe, mocne maszyny
i robotników w kolorowych kamizelkach.
Przy naszej drodze powstaje teraz druga,
choć pierwsza przecież nam wystarczyła,
żeby się udać w ważne dla nas podróże
i wrócić do domu we właściwym czasie.
Mijamy wielkie i małe, mocne maszyny
i robotników w kolorowych kamizelkach,
którzy na razie chyba planują równoległą,
ale może potem ślad skręci gdzieś w bok.
Wracamy do domu we właściwym czasie,
wszystkie ważne podróże są już za nami,
więc nigdy nie pojedziemy drugą drogą,
gdziekolwiek wytyczą ją ludzie i maszyny.
W środku i w centrum
W środku dnia i w centrum miasta
cień jest krótszy od nóg dziewczyny:
patrzę na niego bardziej niż na nie,
bo coraz częściej śledzę ciemność.
Ciemność śledzi mnie coraz częściej
w środku dnia i w centrum miasta:
naśladuje (źle) kształt nóg dziewczyny,
bo kiedyś bardziej na nie patrzyłem.
Dzisiaj wolę cień od nóg dziewczyny,
patrzę na niego bardziej niż na nie,
ciągle ciemnieję w wysokim słońcu
w środku dnia i w centrum miasta.
Wolałbym odejść, ale muszę tu zostać,
w środku dnia i w centrum miasta:
nie mogę patrzyć na nogi dziewczyny,
muszę na ciemność, która nadchodzi.
Bluszcz
W tej ziemi od lat nie składano zwłok,
oddziela nas od niej błyszczący bluszcz,
a z niego wystają skruszone macewy,
mijamy je cicho z moim małym synem.
Bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,
mijamy macewy z moim małym synem,
ostrożnie i cicho idziemy po ścieżkach
wytyczonych wśród skruszonych grobów.
W tej ziemi od lat nie składano zwłok,
bo dawno zabrakło zmarłych i żywych,
a nas zostawiono obcych i ciekawych,
oddzielonych błyszczącym bluszczem.
Ostrożnie mijamy skruszone macewy,
mój mały syn i ja, obcy, ale też ciekawi,
bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,
aby oddzielić nas od zmarłych i żywych.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |