ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (387) / 2020

Aleksander Wierny,

WIERSZE

A A A
W błysku

Huta: kable i kominy, biały dym i smród:

z ognia wyszła tu stal naszego samochodu,

którym przejeżdżamy teraz szybko obok,

żeby zdążyć przed zmierzchem do domu.



Kłęby kabli i kominy, biały dym i smród:

z ognia huty wyszły przydatne przedmioty,

których potem ciągle używamy w domu,

gdy wreszcie wracamy do niego o zmroku.



Gdy wreszcie wracamy o zmroku do domu

korzystamy z rzeczy, które wyszły z ognia,

a za oknem na horyzoncie widzimy błyski:

są tam kable i kominy, biały dym i smród.



Huta: kable i kominy, biały dym i smród:

to jest dom, to tutaj wracamy o zmierzchu,

wyszliśmy z tego samego ognia, co rzeczy

i w błysku zmieniamy się w dym i smród.



Nagłe piekło

Pusta koparka z jednoosobową kabiną,

obok porzucony przez robotników dół,

wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie

grzebią i dziobią w wysychającej trawie.



Mała koparka z jednoosobową kabiną,

wokół żółtawej pryzmy ziemi gołębie

grzebią i dziobią w wysychającej trawie,

omijają porzucony przez kopaczy dół.



Pusta koparka z jednoosobową kabiną,

puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,

został tylko głęboki dół, a obok gołębie,

co grzebią i dziobią w rzednącej trawie.



Puste alejki, ławki, cały skwer bez ludzi,

został tylko głęboki dół, a obok gołębie

grzebią i dziobią tuż przy ciemnej jamie,

nagłym piekle, które nas już pochłonęło



Druga droga

Przy naszej drodze powstaje teraz druga,

wolno jedziemy wzdłuż ziemnego śladu,

mijamy wielkie i małe, mocne maszyny

i robotników w kolorowych kamizelkach.



Przy naszej drodze powstaje teraz druga,

choć pierwsza przecież nam wystarczyła,

żeby się udać w ważne dla nas podróże

i wrócić do domu we właściwym czasie.



Mijamy wielkie i małe, mocne maszyny

i robotników w kolorowych kamizelkach,

którzy na razie chyba planują równoległą,

ale może potem ślad skręci gdzieś w bok.



Wracamy do domu we właściwym czasie,

wszystkie ważne podróże są już za nami,

więc nigdy nie pojedziemy drugą drogą,

gdziekolwiek wytyczą ją ludzie i maszyny.



W środku i w centrum

W środku dnia i w centrum miasta

cień jest krótszy od nóg dziewczyny:

patrzę na niego bardziej niż na nie,

bo coraz częściej śledzę ciemność.



Ciemność śledzi mnie coraz częściej

w środku dnia i w centrum miasta:

naśladuje (źle) kształt nóg dziewczyny,

bo kiedyś bardziej na nie patrzyłem.



Dzisiaj wolę cień od nóg dziewczyny,

patrzę na niego bardziej niż na nie,

ciągle ciemnieję w wysokim słońcu

w środku dnia i w centrum miasta.



Wolałbym odejść, ale muszę tu zostać,

w środku dnia i w centrum miasta:

nie mogę patrzyć na nogi dziewczyny,

muszę na ciemność, która nadchodzi.



Bluszcz

W tej ziemi od lat nie składano zwłok,

oddziela nas od niej błyszczący bluszcz,

a z niego wystają skruszone macewy,

mijamy je cicho z moim małym synem.



Bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,

mijamy macewy z moim małym synem,

ostrożnie i cicho idziemy po ścieżkach

wytyczonych wśród skruszonych grobów.



W tej ziemi od lat nie składano zwłok,

bo dawno zabrakło zmarłych i żywych,

a nas zostawiono obcych i ciekawych,

oddzielonych błyszczącym bluszczem.



Ostrożnie mijamy skruszone macewy,

mój mały syn i ja, obcy, ale też ciekawi,

bluszcz błyszczy w słonecznym świetle,

aby oddzielić nas od zmarłych i żywych.