ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (111-112) / 2008

Maciej Woźniak,

NA KACA PO KRUCJATACH

A A A
„Poissance d’amours. Mystiques, moines et ménestrels en Brabant au XIIIe siècle”, Graindelavoix / Björn Schmelzer, Glossa 2008.
„Ziarno to ciało w głosie, który śpiewa, w ręce, która pisze, w każdym ludzkim członku, który się porusza” – słowa Rolanda Barthesa wzięte na motto płyty ładnie wprowadzają w muzykę napisaną 700 lat wcześniej. Utwory nagrano w lutym tego roku w kościele w Leuven, a ja miałem szczęście posłuchać ich ledwie miesiąc później – na koncercie w płockiej katedrze. Miejsce nagrania jest nieprzypadkowe, bo inicjatorem budowy Predikharenkerk był brabancki książę Henryk III, działający także jako truwer i minstrel. To właśnie jemu anonimowy XIII-wieczny mistrz dedykował traktat „Poissance d’amours”, którego fragmenty posłużyły za kanwę sporej części utworów z płyty. Ich słuchacz ma prawo westchnąć, myśląc o kościele, który był ostoją mądrości, i o politykach, którzy zajmowali się filozofią i sztuką. No, ale to było w średniowieczu.

O ansamblu Graindelavoix kierowanym przez Björna Schmelzera zrobiło się głośno, kiedy wydali słynną „Missa Caput” Johannesa Ocheghema. Msza ściągnęła na śpiewaków dwie burze: krytyki i zachwytów. Surowa, dojmująco bezpośrednia i pełna gwałtowności maniera wokalna (porównywana do „dzikiego sonoryzmu” Ensemble Organum) oraz odważne rekonstrukcje dokonywane przez Schmelzera (próba odtworzenia techniki machicontage – improwizacji ponad głosami zapisanymi w partyturze) mogą razić ortodoksów, ale są wodą na młyn tych, dla których autentyzm wykonania leży w prawdzie emocji wykonawcy. Wszystko to wydaje się zgodne z duchem XIII-wiecznej Brabancji, gdzie książęta i zakonnicy dawali schronienie wolnomyślicielom, a opactwo w Villers miało bibliotekę z ogromną jak na owe czasy ilością ponad 400 manuskryptów. Architektura cysterskich klasztorów w Brabancji była – przykładając dzisiejszą miarkę – mocno awangardowa (np. pierwsza zaczęła podnosić styl romański do gotyckiego), co udzielało się muzyce: strzelistym liniom melodycznym i śmiałym melizmatom, ale także swobodzie dopuszczającej element przypadkowości, by kontekst determinował interpretację, zaś wykonawca decydował o długości nut. Później dominikanie zaczęli ograniczać tę wolność, aż prawie całkiem zaginęła. Jazzowe improwizacje wokalne i aleatoryzm musiały poczekać na XX wiek.

Album otwiera sekwencja „O Ecclesia” Hildegardy z Bingen, mały dramat liturgiczny, relacjonujący ekstatyczne widzenie świętej Urszuli (która według przekazów mogła patrzeć w słońce bez zmrużenia powiek i jak inne średniowieczne mistyczki była znienawidzona przez mistyków mężczyzn). Z utworami na płycie są związane także losy innych mistyczek, które cystersi uchronili przed wrogami i stosami inkwizycji. Trzy utwory napisała Hadejwiche z Brabancji, m.in. zamykające album „Het sal die tint ons baken sciere”, gdzie wsamplowała ambrozyjski hymn, nadając mu strukturę sekwencji z 42 wariacjami. Z kolei przy „Propter nim lam caritatem suam” mistyczka Beatrice z Nazaretu miała podobno w 1217 roku intensywną wizję, po której napisała traktat „Siedem dróg świętej miłości” (jakkolwiek zdrożnie by się to nie kojarzyło – siła muzyki robi wrażenie). Kilka kompozycji wzięto ze zbioru manuskryptów „Chose Tassin” autorstwa minstrela Tassina, przyjaciela Marii Brabanckiej, córki Henryka III, kobiety nader światłej i wyemancypowanej. Kronikarze poświadczają, że podczas koronacji Marii na królową Francji w 1275 roku dwórki śpiewały na ceremonii lekkie piosenki o plebejskim rodowodzie (trzy z nich są na płycie), mimo królewskiego zakazu wykonywania takiego „popu”. Pojawienie się Marii w Paryżu wpłynęło ożywczo na statyczny styl szkoły Notre Dame, a w sztuce i obyczajach podyktowało nowe, modne trendy.

W porównaniu z urozmaiconym yin płyty jej yang koncentruje się na utworach opartych na tytułowym traktacie, który ma ambicję sklasyfikowania wszystkich rodzajów miłości: w kulturze dworskiej, plebejskiej, w mistyce, w modlitwach mnichów i w muzyce. Siedem pieśni zostało napisanych przez Henryka III i zaprzyjaźnionych truwerów. Mamy tu typową pieśń dworską („Se kaskuns del monde savoit”), wiejską pastorałkę („L’autrier estoie montez”), prototyp popularnej piosenki z refrenem (tytuł „Amors m’est u cuer entree”, czyli „Miłość weszła w moje serce”, byłby w sam raz dla Edith Piaf albo Joe Dassina) oraz gatunek zwany jeu-parti, rodzaj błyskotliwego dialogu, w którym śpiewacy spierają się ze sobą, a więc prototyp operowego duetu (w „Biau Gillebert, dites, s’il vos agree” książę Henryk i truwer Gillebert de Berneville dyskutują, czy skonsumowanie miłości wzmacnia ją, czy osłabia; księcia niepokoi miłość degenerująca się w zwykłą przyjemność, zaś Gillebert upiera się, że bez konsumpcji nie ma mowy o poważnym uczuciu). Schmelzer pisze na okładce płyty, że „miłość była tym, co łączyło mistyków, mnichów i truwerów”, zauważając, że rozkwit ruchów duchowych w XIII-wiecznej Brabancji kontrastował z sytuacją na południu Francji, gdzie w tym samym czasie oryginałów i odmieńców wyżynano w pień. Dziś często łatwiej o kaca po krucjatach niż o klina zaczerpniętego z tego drugiego źródła.

„Nie w gładkich formułach i recytowanych pouczeniach objawia się Bóg jako szczególne miejsce splątania człowieka i świata” – pisze Tadeusz Sławek w czerwcowym „artPapierze” – „Religare oznacza „wiązać”, lecz słowem religens posługujemy się, aby nazwać tego, który „Boga się boi”, co łatwiej zrozumieć jako szczególną formę uwagi skupionej na świecie. Ten, kto „boi się Boga”, nie odwraca wzroku od rzeczywistości, a przeciwnie – przypatruje się jej z troskliwą uwagą i właściwym jej zaangażowaniem.” Jeśli uznać miłość za rodzaj wzmożonej uwagi i troski – to znajdujemy kompromis, który pogodzi księcia Henryka i Gilleberta de Berneville. Jeśli za rodzaj wzmożonej uwagi i troski uznać muzykę – to średniowieczne kawałki śpiewane przez Graidelavoix mogą okazać się bliższe światu niż to, co do wierzenia podaje onet i MTV.