ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (231-232) / 2013

Michał Chudoliński,

PUNKT WIDZENIA (INNYCH)

A A A
Film dokumentalny Sary Polley miał polską premierę w czasie tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty. Autorka, znana u nas dotychczas głównie z ról w dziełach Isabel Coixet („Moje życie beze mnie”), Wima Wendersa („Nie wracaj w te strony”) oraz z drugoplanowych kreacji w produkcjach typu „Beowulf – Droga do sprawiedliwości”, „Istota” czy „Mr. Nobody”, w „Historiach rodzinnych” prezentuje się jako innowacyjna reżyserka: przenika gatunki, bawi się filmowym językiem. Zabiegi tego typu są środkami służącymi opowiedzeniu bardzo osobistej historii, będącej podróżą do swoich korzeni i tożsamości.

Film stanowi próbę rozwiązania zagadek dotyczących rodziny reżyserki. Źródłem tajemnic i niedopowiedzeń jest postać dawno zmarłej matki. To właśnie jej obraz Polley próbuje odbudować w oparciu o relacje swojego ojca, rodzeństwa, zarówno osób najbliższych, jak i współpracowników rodzicielki. Sęk w tym, ze każdy zapamiętał ją inaczej, skupiając się na jednym aspekcie jej osobowości. Mało tego, kontynuując swoje rodzinne dochodzenie, reżyserka spotyka dawnego przyjaciela matki, rzucającego zupełnie nowe światło na jej osobę…

Polley udało się stworzyć inteligentne, poruszające kino, skłaniające do zadawania pytań i refleksji nad własnymi rodzinnymi relacjami. Co sprawia, że rodzina jest spójna pomimo wielu nierozwiązanych spraw i niedomówień? Jaki czynnik utrwala jej istnienie? Czy to możliwe, że obraz rodziców pielęgnowany w naszej pamięci może być zupełnie iluzoryczny, podparty mylnymi założeniami? Jeżeli tak, to kto powie nam prawdę? A może w ogóle jej nie ma?

„Historie rodzinne” stanowią ilustrację tezy dotyczącej tego, jak złożona, pełna blasków i cieni może być osobowość każdej jednostki. Niekiedy, by utrafić w sedno charakteru danego człowieka, trzeba się zmierzyć z paradoksalnymi opiniami na jego temat, ze sprzecznymi racjami, które – oglądane z dalszej perspektywy – będą układać się w spójny obraz, usprawiedliwiając niektóre wcześniej trudne do zaakceptowania wybory. Film Polley to szczere do bólu, momentami sadystyczne, ale mające swój urok kino realizowane w formie śledztwa, którego stawką jest rozstrzygnięcie najbardziej fundamentalnych kwestii. Pytania, na które niegdyś udzielone odpowiedzi do tej pory wydawały się bezdyskusyjne, nagle pojawiają się na nowo, grożąc zachwianiem życiowej równowagi.

W celu ukazania mechanizmów funkcjonowania pamięci zarówno zbiorowej, jak i indywidualnej, Sarah Polley sięga po mnóstwo gatunkowych konwencji. Nawiązując do tego, że jej matka pracowała w show-biznesie i była artystką, reżyserka łączy dokumentalną formę z fabularyzowanymi retrospekcjami oraz scenami rodem z filmów obyczajowych. Sposób, w jaki to robi, należy uznać za niezwykły, w czym mają udział takie chwyty, jak nowatorski montaż oraz nadanie retrospekcjom specyficznego klimatu, wynikającego z kolorystyki kadrów.

„Historie rodzinne” to bodajże najlepsze filmowe przedstawienie tego, co Marcel Proust próbował (skutecznie zresztą) ukazać w dziele „W poszukiwaniu straconego czasu”, a o czym wspominał też Henri Bergson w „Materii i pamięci”, dokonując filozoficznego opisu struktury ludzkiego mózgu. Autorka oddaje chaos wpisany w nasze patrzenie na świat oraz bezowocne starania dotyczące tworzenia spójnej narracji, które spalają na panewce z powodu figli świadomości. Nigdy bowiem nie pamiętamy osób, nawet tych najbliższych, w pełni takimi, jakimi są czy były naprawdę. Świadomość intuicyjnie wydobywa to, co wydaje się praktyczne i pożyteczne z perspektywy naszego życia. W tym kontekście należy przyznać, że Polley doskonale poradziła sobie z tym, co Martha Nussbaum przedstawiła w pracy „Love’s Knowledge” – trudnością, z jaką przychodzi nam dokonywanie rzetelnego wglądu w nasze życie wewnętrzne, skupianie się na tym, a nie innym aspekcie rzeczywistości.

W trakcie seansu widz może mieć wiele pretensji do reżyserki i scenarzystki całego przedsięwzięcia. Nie dość, że w pewnym momencie znęca się ona nad ojcem, próbując wydobyć z niego głęboko ukryte w podświadomości myśli i tajemnice, to jeszcze wyznaczyła sobie cel, którego nie jest w stanie w pełni zrealizować. Jedyną właściwą odpowiedź na jej pytania i wątpliwości znała jej matka, która jednak bezpowrotnie odeszła. Co więcej, wydaje się, że zamiast na prowadzeniu detektywistycznego śledztwa autorce bardziej zależy na zrealizowaniu grupowej autoterapii w formie filmu, który pozwoli jej spojrzeć z dystansu na własny emocjonalny bałagan.

Bez względu jednak na to, czy odbierzemy ten film pozytywnie czy negatywnie, trzeba przyznać, że Polley udało się uchwycić ideę nieśmiertelności duszy. W gruncie rzeczy bowiem istniejemy dopóki, dopóty żyjemy w czyjejś świadomości. A dostrzeżenie faktu, że każdy patrzy na nas inaczej, przechowując w swojej jaźni kawałek symbolicznych puzzli naszego „ja”, potrafi skłonić do niecodziennej refleksji. Nieczęsto można wpaść w taką zadumę i wzruszenie, jak podczas oglądania „Historii rodzinnych”.
„Historie rodzinne” („Stories We Tell”). Scenariusz i reżyseria: Sarah Polley. Obsada: Michael Polley, Sarah Polley, Peter Evans, Tom Butler, Pixie Bigelow i in. Gatunek: dokument. Produkcja: Kanada 2013, 108 min.