ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (286) / 2015

Agnieszka Wójtowicz-Zając,

CUD MNIEMANY, CZYLI KRAKOWIACY I RESZTA CEKANII (MARYLA SZYMICZKOWA: 'TAJEMNICA DOMU HELCLÓW')

A A A
„Tajemnica domu Helclów” to najnowsza powieść kryminalna Maryli Szymiczkowej. Kim jest ta nieznana szerzej autorka? Jak dowiadujemy się z czwartej strony okładki, Szymiczkowa to „wdowa po prenumeratorze »Przekroju« w twardej oprawie, królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i korektorka w »Tygodniku Powszechnym«. Dziś co niedzielę po sumie w Mariackim można ją spotkać na kawie u Noworola, a wieczorami do niedawna w Nowej Prowincji”. Szymiczkowa jest więc czymś w rodzaju archetypu krakuski – co istotne, nie krakowianki, a krakuski właśnie. Jednakże mniemana autorka kryminału, choć wydaje się tak realistyczna – część z nas pewnie widziała ją, spacerującą po Plantach – jest równie fikcyjna, jak główna bohaterka „Tajemnicy domu Helclów”, profesorowa Zofia Szczupaczyńska. Obydwie krakuski, odznaczające się wielką zacnością i iście krakowskimi przymiotami ducha, powołali do życia Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Sama powieść z kolei jest wybornym żartem literackim, miejscami zabawnym, miejscami ironicznie obśmiewającym rozmaite krakowskie fiksacje i snobizmy. Z okładki reklamuje ją także „nie byle kto”, ale sam krajowy ekspert ds. bycia krakusem, Michał Rusinek. Można się więc po zawartości „Tajemnicy domu Helclów” spodziewać najlepszego.

Kraków w 1893 roku nie jest miejscem obfitującym w ekscytujące wydarzenia. Profesorowa Zofia Szczupaczyńska jest jednak kobietą niezwykle zajętą. Do jej obowiązków należy przede wszystkim prowadzenie domu, które polega na planowaniu i nadzorowaniu przygotowania i wydawania obiadu, poczynieniu niezbędnych sprawunków, w tym – zakupieniu wina przeciwko cholerze, doglądaniu służby przy czyszczeniu sreber, a także snuciu skomplikowanych planów i intryg, mających na celu awans profesorstwa Szczupaczyńskich w hierarchii krakowskiej socjety. Zwłaszcza to ostatnie nie jest sprawą łatwą, gdyż profesorowa obrała sobie „za cel – zostanie damą komitetową w zarządzie oddziału dam [Towarzystwa Dobroczynności]. Wiadomo, fotel prezesowej i wiceprezesowej zajmowały hrabiny Potockie, drugiej wiceprezesowej – Gwiazdomorska, żona wiceprezesa rady ogólnej, a dalej jak nie Zamoyska, to Lubomirska, a Tarnowska Branicką pogania” (s. 20). Jest to cel możliwy do osiągnięcia dla damy z rodu nie tak starożytnego jak Potoccy i Braniccy, jednakże konkurencja jest spora – „takie choćby Ponikłowa i Geislerowa, taka Zembaczyńska, wyjątkowo zajadła w opiece nad starcami, ostatnimi czasy latały do domu Helclów na wyprzódki” (s. 20). Tak więc profesorowa Szczupaczyńska, całym sercem oddana sprawom krakowskim, postanawia się udać do domu Helclów, który swoją nazwę zawdzięcza hojnym fundatorom, aby zorganizować wentę dobroczynną na rzecz dzieci skrofulicznych i zaangażować w akcję zarówno prowadzące dom opieki zakonnice, jak i co bardziej herbowe matrony spośród pensjonariuszek. Okazuje się, że w zakładzie zaginęła jedna z pensjonariuszek – pani Mohrowa. Profesorowa Szczupaczyńska angażuje się w poszukiwania zaginionej, której ciało zostaje odnalezione na strychu. Przyjęto, że starsza pani lunatykowała, po czym zmarła z wyziębienia na strychu. Takie wyjaśnienie nie zadowala jednak dociekliwej – aby nie rzec wścibskiej – profesorowej. Zwłaszcza, że niebawem w domu Helclów w zagadkowych okolicznościach uduszona zostaje jedna z uboższych pensjonariuszek – pani Krzywdowa. Profesorowa Szczupaczyńska próbuje więc złapać kilka srok za ogon: rozwikłać zagadkę morderstw w domu Helclów, wkupić się w łaski herbowej arystokracji Krakowa, zdobyć fanty na rzecz dzieci skrofulicznych, a także… nieco się rozerwać. Bo też ileż można przygotowywać pulardę i brać udział w narodowych pogrzebach?!

Aby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów i nie psuć czytelnikom zabawy z podążania za intrygą kryminalną, nadmienię jedynie, że wątek ten jest sprawnie skonstruowany, choć nieco „papierowy” i „literacki”. Nie jest to jednak usterka w pisarskiej robocie, efekt ten jest przez autorów zamierzony. „Tajemnica domu Helclów” składa się bowiem z klisz i stereotypów, dlatego też szlachcianka, nawet zdegradowana i podająca się za prostą kobietę, morduje elegancko i wyrafinowanie, a parweniuszka z pochodzenia, choć wżeniona w zacne rody i niezmiernie bogata, zawsze pozostanie parweniuszką, bez polotu i wyrafinowania. To nie wątek kryminalny stanowi największą zaletę tej powieści – nie można jednak odmówić uroku scenie, w której Szczupaczyńska, niczym Hercules Poirot, gromadzi wszystkich zamieszanych w morderstwa w domu Helclów w jednym pomieszczeniu i daje popis swoich zdolności detektywistycznych. Bohaterowie „Tajemnicy domu Helclów” to galeria znanych z literatury typów: profesorowa w średnim wieku, całym sercem oddana socjecie i gospodarnemu zarządzaniu domem, profesor uniwersytetu, Ignacy Telesfor Szczupaczyński, ze średnio zamożnej i średnio poważanej szlachty, nieco nudnawy i dość przeciętny w swoim fachu, Franciszka, wierna służąca, która pomimo starań nigdy nie zadowoli w pełni swej pani, stare hrabiny z pretensjami, pulchna zakonnica, którą łatwo manipulować, podstarzały lowelas, prosty, acz uczciwy stróż, zażywna kucharka z Czech, węgierski hrabia-utracjusz, psotny i złośliwy student, cały krakowski tzw. „monde” zgromadzony na narodowych pogrzebach wielkich mistrzów, podniosły nastrój cekanii, wierność cesarzowi i ustalony raz na zawsze, starożytny obyczaj krakowski. Tłem dla tych postaci jest Kraków z XIX wieku, odwzorowany z dbałością o topografię, klimat i koloryt lokalny. Krakowska socjeta arystokratyczno-mieszczańska została sportretowana z ironią podszytą sympatią – autorzy nie szczędzą swoim bohaterom ciętych charakterystyk i złośliwych opisów ich wyobrażeń o zacności, starożytności i raz na zawsze ustalonym porządku oraz hierarchii – z cesarzem na czele, oczywiście. Wszystko spowija krakowsko-cekański klimat, z przesadną oszczędnością, ścisłą wiedzą, co, komu i kiedy wypada, a co nie, co jest w dobrym guście, a co jest pozbawione smaku.

Wszystko to razem sprawia, że lektura „Tajemnicy domu Helclów” jest lekturą – nie bójmy się tego słowa – ucieszną. Wszystko odbywa się zgodnie ze schematem „znacie – to posłuchajcie”, jednak nie jest to lektura nużąca, a rozpoznawanie konwencji, ukrytych cytatów, klisz i stereotypów może dostarczyć wiele czytelniczej frajdy. Dodatkową, olbrzymią zaletą powieści jest olbrzymie poczucie humoru autorów i niespotykany talent do obśmiewania przywar bohaterów, do których, koniec końców, i tak pała się sympatią. Większą część powieści zajmują opisy specyficznych dla krakusów przekonań i zachowań, które utrwaliły się w naszej świadomości i pokutują do dziś. Dodatkowo pewne podobieństwa między główną bohaterką, a literackim alter ego Dehnela i Tarczyńskiego, Szymiczkową, pozwalają wysnuć wniosek, że w Krakowie od 1893 roku zmieniły się nieco dekoracje – a i to nie bardzo, życie płynie jednak dalej swoim ustalonym raz na zawsze rytmem. Msza w Mariackim, kawa u Noworola, pischingery, Wawel i rynek, narodowe pogrzeby, krakowska bohema, krakowscy profesorowie i krakowska socjeta kręcą się niczym w bożonarodzeniowej szopce, zmieniają się jedynie dekoracje.
Maryla Szymiczkowa [Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński]: „Tajemnica domu Helclów”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2015.