ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (486) / 2024

Sara Nowicka,

CHORZY NA LITERATURĘ (ALBERTO CASTOLDI: 'BIBLIOFOLLIA, CZYLI SZALEŃSTWO CZYTANIA')

A A A
Podejrzewam, że nie jestem jedyną osobą, która odczytała tytuł książki Alberta Castoldiego jako „bibliofilia”. „Bibliofilia”, miłość do książek, jest zjawiskiem oswojonym, społecznie akceptowanym, nawet jeśli wielu uznaje je za dziwne. „Bibliofollia”, czyli szaleństwo czytania, brzmi już jak nazwa choroby. W wydanym w 2004 roku zbiorze włoski literaturoznawca przygląda się właśnie czytelniczym „przegięciom”, nieumiarkowaniu w lekturze i kolekcjonowaniu, wykraczającym daleko poza miłość czy hobby. Opisywane osobliwości dobrze wizualizuje zdjęcie przywołane przez Castoldiego na końcu ostatniego rozdziału. Przedstawia ono budynek londyńskiej biblioteki Holland House po ataku lotniczym w 1940 roku. Na zgliszczach zniszczonej instytucji przechadzają się miłośnicy książek, przeglądający tytuły, które przetrwały nalot. Jest środek wojny, literaccy szaleńcy, zamiast skryć się w bezpiecznym miejscu, przeglądają półki wypełnione imponującymi zbiorami.

„Niewinna i urocza gorączka bibliofila u bibliomana jest ostrą chorobą posuniętą do obłędu” (Nodier 2022:15) – w eseju „Miłośnik książek” podkreśla Charles Nodier. Tekst został wydany po polsku dwa lata temu przez słowo/obraz terytoria w zbiorze „Bibliomania”, składającym się z poświęconych zjawisku prac autorstwa Nodiera, Gustave’a Flauberta i Charles’a Asselineau’a. Łatwo dostrzec podobieństwo między omawianą w tomie bibliomanią a castoldowską bibliofollią, tym bardziej że włoski badacz niejednokrotnie przywołuje myśl tych francuskich twórców. W obu przypadkach fenomen wpisano w dyskurs maladyczny. Jednak to, co w powstałych w XIX wieku tekstach jest zrównane z chorobą psychiczną i pokazane w negatywnym świetle, u Castoldiego zostaje przedstawione jako pozytywne szaleństwo. Autor nie stroni od opisów zbrodni, za którymi stała bibliofollia, jednak jednocześnie w czytelniczym obłędzie widzi piękny sposób na życie.

„Bibliofollia” to lektura erudycyjna, w której przywołanych jest wiele dzieł i autorów często nieznanych w Polsce. Jednocześnie zaskakuje lekkość, z jaką literaturoznawca tworzy swoje eseje. Trochę jak Roland Barthes w „Przyjemności tekstu”, Castoldi odwołuje się tu do znanego wielbicielom słowa pisanego upojenia lekturą, pogłębiając je o przykłady skrajnych przypadków ludzi chorych na literaturę. Co najważniejsze, książka jest przy tym przejrzysta, a jasne kategorie zachwyciłyby znanego z miłości do klasyfikowania Georges’a Pereca (do którego Castoldi odwołuje się we fragmentach poświęconych kolekcjonowaniu). W tej zajmującej niewiele stron pracy jest miejsce dla pisarzy-zabójców, bibliotek-schronów i bibliotek utraconych, bibliofagów, fałszerzy, książek-zabójców i książek-przedmiotów kultu oraz przedstawicieli obu biegunów – bibliofilów i bibliofobów. Tych karmionych miłością i nienawiścią, tworzących i niszczących. Najciekawsze są grupy maniaków książek jako przedmiotów, nielubiących samej lektury. Osób, których perwersja kryje się w gromadzeniu, zdobywaniu, kradzieży lub fałszowaniu.

Castoldi nie poprzestaje na samym klasyfikowaniu zjawisk, szukając również ich przyczyn. Niezwykle interesujące są refleksje dotyczące życia jako księgi – przy świadomości, jak bardzo zużyta jest to metafora – oraz literatury jako nośnika pamięci, w czym autor widzi powód palenia książek i chęci niszczenia księgozbiorów. Sam sposób prowadzenia wywodu przez literaturoznawcę porywa. Na jednej stronie można znaleźć opowieść o wygnaniu Adama z raju, opis autodafe i przywołanie myśli Sigmunda Freuda o tym, że napisanie książki jest jedyną ciążą daną mężczyźnie, przez co literatura może być rozumiana jako symulakrum kobiecości. Castoldi odważnie żongluje wieloma kontekstami jednocześnie, mnożąc cytaty i odniesienia, jednocześnie znajdując porządek w podsuwanym czytelniczkom i czytelnikom chaosie. Tam, gdzie przeciętny odbiorca myślałby już o przebodźcowaniu (które, jak wskazuje autor, nie jest znakiem naszych czasów – o nadmiernej liczbie wydrukowanych książek pisał Robert Burton już w 1621 roku), włoski badacz dopiero zaczyna się rozkręcać.

Dlaczego zatem lektura „Bibliofollii” jest tak lekkostrawna? Przede wszystkim dzięki poczuciu humoru autora i jego umiejętności do wyciągania z przepastnych bibliotek treści naprawdę interesujących. Fragmenty o szkodliwym wpływie literatury na życie kobiet są jednocześnie ironiczne i aktualne. Jednak największą maestrię Castoldi osiąga, kiedy porównuje książki do kochanek. Przywołuje przy tym tezy z powieści Klaasa Huizinga, które, choć zabawne i proste, pokazują, jak jednoznacznie męska perspektywa dotyczy bibliomanii: „Książki i prostytutki można zabrać do łóżka. Wokół książek i prostytutek kręcą się mężczyźni, którzy z nich żyją i znęcają się nad nimi. Alfonsi, krytycy. Książki i prostytutki lubią odwracać się tyłem, kiedy chcą się pokazać. Od książek i prostytutek można się wiele nauczyć (…)” (s. 92). Swobody wydaniu dodają także grafiki Louisa Le Bretona, Grandville’a i Tony’ego Johannota, przywodzące na myśl prace Rolanda Topora.

Wisienką na torcie jest zamieszczona na końcu część „Bibliofollia w obrazach”, gdzie znajdują się reprodukcje malarskich przedstawień zjawiska. Zestawienie obrazów, podobnie jak treści, jest uporządkowane, ale też urokliwie osobliwe, np. kiedy obok zachowawczego obrazu Carla Schleichera pojawiają się połączone na zasadzie identycznej pozy, ale zupełnie różne w stylu, prace Pabla Picassa i Chaima Soutine’a. Pod względem literackim i wizualnym „Bibliofollia” jest wejściem w wir szaleństwa, przyjemnie odrywającym od rzeczywistości. Po tej lekturze wielu odnajdzie w sobie pierwiastek bibliofolli. I nie będzie już dla nich ratunku.

LITERATURA:

Nodier Ch.: „Miłośnik książek”. W: G. Flaubert, Ch. Nodier, Ch. Asselineau: „Bibliomania”. Przeł. T. Stróżyński, P. Zychowski, K. Belaid. Gdańsk 2022.
Alberto Castoldi: „Bibliofollia, czyli szaleństwo czytania”. Przeł. Joanna Ugniewska. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2023.