ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (222) / 2013

Jarosław Czechowicz,

ZEMSTA (NA) PAMIĘCI

A A A
Chwilę musieliśmy poczekać na nową powieść Marty Syrwid. Czy warto było? Myślę, że autorka przekonuje o tym, iż można być wtórnym w zakresie tematu i nadal mieć jeszcze wiele do powiedzenia. „Bogactwo” jest chyba bardziej skomplikowane – przede wszystkim w strukturze fabuły – niż „Zaplecze”, ale to również opowieść o młodej kobiecie, która konfrontując się z samą sobą, przeżywa bolesny proces oswajania z myślą, że nie jest tą, za jaką się miała. Pat, tak jak Klara Wiśniewska z „Zaplecza”, doświadcza świata emocjami i tak jak Klara w tych emocjach się wypala. Kompulsywność działania oraz nieprzewidywalny tok myślenia to z pewnością cechy, które łączą obie bohaterki Syrwid. Dzieli je już o wiele więcej. Klara Wiśniewska ma imię i nazwisko, a Pat nie posiada nawet pełnego imienia. Tożsamość Klary dopiero się kształtuje, Pat zaś wydaje się już ukształtowana. Klara irytowała, Pat intryguje. Obie są kobietami fatalnymi w takim znaczeniu, że poddają się fatalizmowi zdarzeń, „rozniecają” pewne fatalne zdarzenia. Obie cierpią i z cierpieniem poradzić sobie nie potrafią. Obie są czułe na punkcie samych siebie, bo żadna z nich tak naprawdę siebie nie zna. Klara w wieku 19 lat odchudzała się i chciała zostać manekinką. Pat, starsza o sześć lat, chce odchudzić przede wszystkim swoją pamięć, by zapomnieć o upokorzeniu, które każe jej zamknąć się w klatce Mieszkania po babci oraz planować mroczną zemstę na swojej i cudzej niepamięci tego, co doświadczyła.

Poznajmy zatem Pat: „(…) absolwentka realistyki, wierzy mocno w skurcze podbrzusza i wolno skapujące skrzepy skóry i krwi”. Tylko to jej pozostało po tragicznej nocy z 28 na 29 lipca, kiedy to pewien starszy pan poniżył ją, wykorzystał i rzucił na szkło, kalecząc skórę, ale przede wszystkim duszę, którą trzeba nie tyle naprawić, co odrodzić. Co przydarzyło się Pat, wiemy już od razu. To znaczy znamy fakt. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic o okolicznościach, w jakich zaistniał. Musimy zadać sobie pytanie o to, dlaczego Pat żyje w zamknięciu i pośród śmieci oraz co ukształtowało ją taką, jaka niegdyś weszła w towarzystwie Pablo do nocnego klubu, skąd nie wyszła już żywa w sensie symbolicznym…

Ta historia jest jak poznawanie zagadek w odcinkach. Życie podzielone na filmowe wręcz kadry, krok po kroku, cyfra po cyfrze, ukazujące dramat głównej bohaterki. Czujemy się jak uczestnicy jakiegoś reality show, bo przecież zamkniętą w Mieszkaniu Pat wciąż podglądają tajemniczy „ludzie z samochodu” i dzięki nim zaglądamy tam, gdzie zajrzeć nie powinniśmy. Nasuwa się też porównanie do telenoweli: odcinki życia Pat można podzielić na dwie serie filmowe – ta obrazująca jej drogę do fatalnej lipcowej nocy i ta, dzięki której dowiemy się, jak koszmarna w skutkach owa noc była. Trudno powiedzieć, czy bardziej frapuje „przedtem”, czy też „potem”; w obu tych „czasach” czytelnik jest zanurzony i obu doświadcza jednocześnie. Ma się wrażenie symultaniczności narracji, ale przecież to, co było, jest już historią. Poznając przeszłość, lepiej widzimy teraźniejszość. Pat skuloną ze strachu, kompulsywnie czyszczącą wszystko dookoła, nieudolnie próbującą posprzątać bałagan wokół siebie i w sobie; zatrzeć, zdezynfekować, wymazać feralne upokorzenie, ale i samą siebie sprzed tej nocy. Bo przecież w tajemniczej przestrzeni trzypokojowego Mieszkania przy ulicy Flambera ma się narodzić Nowa Pat. Ta, której udaje się przetrwać własną śmierć. Ta, która ma zmartwychwstać. Zapomnieć o tym, co było. Nadać temu status „niebytego”, „niedoświadczonego nigdy”. Wysiłki Pat są nie tyle karykaturalnie wyostrzone przez tajemniczych obserwatorów z zewnątrz, co przede wszystkim poddane ocenie widzów tego dramatycznego przedstawienia. A widzowie z odcinka na odcinek stają się coraz bardziej znudzeni i trzeba im zapewnić naprawdę ciekawą opowieść. Bo tytułowe bogactwo to – między innymi – bogactwo opowieści. Z nich wyłania się Pat już przeszła, nieobecna. Z nich rodzi się coś na kształt nowej tożsamości. Czy aby na pewno mamy tutaj do czynienia z procesem duchowej ekspiacji i czy podążamy do – charakterystycznego przecież dla seriali – szczęśliwego zakończenia?

„Bogactwo” to opowieść o destrukcyjnej sile pamięci. „Pamięć wciąż robi swoje, Pat nic nie poradzi. Pamięć więc: patrzy nieustannie i raczej z góry lub przynajmniej ma taki wyraz twarzy, co państwa dziwi. Pat natomiast: na kolana! I sprząta dookoła pamięci, udając, że jej nie widzi”. Personifikowana pamięć całkowicie panuje nad swą niewolnicą, bo Pat tak naprawdę nie udaje się uwolnić od siebie, od wspomnień, od obrazów radosnego życia i lawirowania między mężczyznami oraz upokorzenia, jakiego doznała z ręki tego, któremu być może najbardziej zaufała. Pamięć zmienia wszystko wokół, sama jest niezniszczalna. Niczego nie zaciera, wszystko wyostrza; kontury niebytu są coraz silniejsze i w konfrontacji z czasem teraźniejszym nabierają nowego, bardzo groźnego znaczenia. Syrwid opowiada o przekleństwie pamięci. Ona jest, istnieje wyraźniej niż Pat, krzywdzi ją, zniewala. Bohaterka „Bogactwa” naiwnie myśli, że aby zmienić siebie, należy zapomnieć. Można wyjść z Mieszkania dopiero wówczas, gdy pamięć nie będzie już istniała. Gromadzenie śmieci, otaczanie się nimi i równoczesna dbałość o to, by swą przestrzeń duchowego odkupienia dokładnie wyczyścić i zdezynfekować, są nieudolnymi próbami uderzania w pamięć oraz atakowania jej. Pat jest na pozycji przegranej, bo nic nie zatrze tego, co było. Podejmuje rozpaczliwą walkę z czasem, który minął w imię ocalenia tego, który nadejdzie. Co jednak nadejdzie, kiedy poznamy tajemnicę trzech pokoi, w których kryje się efekt zemsty nie tylko na czasie i pamięci?

„Czas w życiu nadaje się jednak tylko do gromadzenia, żeby potem sobie go powtarzać (lecz tylko w odcinkach), powtarzać i umrzeć”. Jak wspomniałem, czytający istnieje w dwóch przestrzeniach czasowych jednocześnie. Pat nie ma na to tyle siły. Wcześniej rozpadła się na cząstki, które chce ze sobą połączyć. Uratować siebie, swoją dumę, swoją niezależność. Przestrzeń ma ograniczoną, ale czas ograniczeń nie zna. By zatem lepiej zbliżyć się do Pat, musimy być w przeszłości i teraźniejszości jednocześnie. Tak samo jednocześnie poznajemy dwie przestrzenie. Klatka Mieszkania jest oswojona; tam Pat jest u siebie i czuje, że panuje nad sobą i tym, co ma wokół. Dużo trudniej o takie panowanie w przestrzeni Miasta. Ono przecież wchłonęło wcześniej Pat w siebie, a potem wypluło zdruzgotaną i pokaleczoną, by ponownie się o nią upominać… Miasto poznajemy jakby obok historii Pat. Widzimy jego siłę. To taki labirynt niepamięci, w którym można zgubić samego siebie. Miasto wciąż żyje, przejada swoich mieszkańców, przeżuwa ich życiorysy i potem wypluwa z niesmakiem. Miasto jest groźne, bo wciąż się rozrasta i nie pozwala o sobie zapomnieć. Miasto tworzy burdel stający w pewnym momencie w opozycji do bogactwa. Jakiego? Tu nie trzeba się dopatrywać porządku, lecz kolejnej złożonej symboliki, albowiem „bogactwo”, tak jak „kłębek” z „Zaplecza”, jest niejednoznaczne w swej wymowie, a przecież tak naprawdę to pewna kategoria poznawcza, dzięki której rozumie się tę książkę lepiej i ma się wrażenie panowania nad nią.

Sugestii interpretacji tytułowego pojęcia jest kilka. To może być jestestwo – Pat zapewne – doskonale zharmonizowane, pełne wewnętrznego piękna i siły. To naturalnie bogactwo opowieści, które poznajemy, odkrywając przerażającą stronę samej Pat. Opowieści wzajemnie się uzupełniają, ale też walczą o uwagę czytającego. Wciąż są żywe. Umiera za to kaleczona raz po raz skóra, kolejne sugerowane bogactwo, jakie Pat bezpowrotnie traci. To w końcu bogactwo uczuć do końca nieprzeżytych i niezrozumianych, dlatego wciąż boleśnie dających o sobie znać. Bogactwo istnieje w wielu wymiarach i na kilku poziomach interpretacyjnych tej powieści. Jest zagadkowe i czyni z książki Marty Syrwid narracyjną zagadkę, której poznanie uzależnione jest od tego, czy do historii naprawdę zajrzymy. Nie wystarczy rzut oka na to, co proponują podglądacze mieszkania. „Bogactwo” kusi nas i zmusza do tego, by przeżyć opisywany dramat Pat razem z nią.

Ostatnia kwestia – by nie zdradzać za dużo, bo powieść jest zagadką i zbyt dociekliwa interpretacja zepsuje radość (?) jej poznawania. Mężczyźni w życiu Pat i ich stosunek do nich. Ona podlega im bezwzględnie, oni to naturalnie wykorzystują. Kto w życiu Pat odegra najważniejszą rolę? Kogo trzeba będzie ukarać? Czy wspomnianego już Pablo, który upokarza Pat i niszczy piękno jej ciała? Pięknie ubranego Pablo, który miesza wódkę ze śliną i jest dyrektorem zagranicznego klubu, a z Pat po prostu na chwilę ucieka od swojego prawdziwego życia? A może Karola Złotego, który dużo wcześniej uzależnia Pat od siebie, a ona ma być mu wdzięczna między innymi za to, że pozwala jej dotknąć swojego łóżka? Jest przecież także Grzegorz Dusza, który lepi ciastka ze spermy i ziół, oraz Mikołaj Nikin, który walczy z wykwitami na skórze, łysieniem i nie lubi się nad sobą użalać w przeciwieństwie do Pat. Męski pierwiastek jest w „Bogactwie” źródłem opresji i bólu. Jednocześnie trudnej do wytłumaczenia fascynacji, albowiem Pat ulega mężczyznom, bo widzi w nich coś, co daje jej lepszy obraz jej samej. Nie tylko na pamięci bohaterka będzie chciała się zemścić. Zemsta na mężczyznach może okazać się tutaj bardziej znacząca.

„Bogactwo” formalnie jest książką trudną zarówno do czytania, jak i do interpretacji. Uważam, że Marta Syrwid dojrzewa pisarsko. „Zaplecze” nie było wolne od momentów dość pretensjonalnych, narracji nazbyt wydumanej. W nowej książce każde słowo wydaje się na właściwym miejscu. Nawet wówczas, gdy niektóre odcinki opowieści o życiu Pat są białą plamą, bo słowa zabrała pamięć i nic na to poradzić nie można. To książka odważna, mroczna i powstała z bólu. W ból się obróci i może zaboleć niejednego z tych, którzy zechcą zrozumieć i zdobyć bogactwo Marty Syrwid.
Marta Syrwid: „Bogactwo”. Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża. Warszawa 2013.