ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (225) / 2013

Marek Lyszczyna,

UKŁAD ZAMKNIĘTY - UKŁAD OTWARTY. O PEWNEJ TENDENCJI KINA POLSKIEGO

A A A
Wokół filmu Ryszarda Bugajskiego w stosunkowo krótkim czasie zdążyło narosnąć wiele mitów. W zasadzie każda z polityczno-ideowych opcji chciałaby zawłaszczyć protoplastów tej historii dla swoich celów, populistyczno-sanacyjna retoryka zawsze bowiem cieszy się dużym wzięciem w społeczeństwie. Nieprawidłowości, zarówno strukturalne, jak i jednostkowe, można znaleźć w każdym systemie i w każdej władzy. We wszystkich demokratycznych państwach dochodzi czasem do nadużyć związanych z przejściem pewnych obszarów decyzyjności w ręce absolutnie niegodziwych ludzi. Dla prawdziwych bohaterów tej historii gorzko zabrzmi zapewne stwierdzenie, że ich losy mają charakter uniwersalny (co potwierdza wyjątkowo dobra recepcja filmu za granicą) – w trakcie trwania ich gehenny rząd zmieniał się bowiem wielokrotnie (w szczególności ministrowie sprawiedliwości), a ekipy sprawujące władzę w Polsce w latach 2003-2010 reprezentowały w zasadzie całe spektrum politycznych opcji funkcjonujących w kraju nad Wisłą.

Pozostawiając na moment polityczne konteksty, spójrzmy na dzieło Bugajskiego przez pryzmat filmowego rzemiosła. Reżyser mający doświadczenie w realizowaniu dobrze skrojonych filmów telewizyjnych i seriali (między innymi w ramach serii „Alfred Hitchcock przedstawia”), autor wspaniałego, tematycznie bliskiego najnowszej produkcji, zakazanego w oficjalnym obiegu kinowym do 1989 roku filmu „Przesłuchanie”, bardzo sprawnie buduje ekranowe napięcie oraz – dzięki absolutnie wyróżniającej się roli Janusza Gajosa – atmosferę niepewności, zagrożenia, upodlenia. Niczym u mistrza Hitchcocka od pierwszych scen rozpoczynających film sekwencji, które prezentują otwarcie fabryki Navaru, możemy niemal intuicyjnie rozpoznać charaktery głównych bohaterów. Bugajski osiągnął to za pomocą środków filmowych, a nie nachalnej retoryki. Dzięki montażowi (scena z wypchanymi zwierzętami w domu prokuratora Kostrzewy) stworzył znaczenia, które są dla widza czytelne, a zarazem niezwykle plastyczne. Symbolika zwierząt – ofiar polowania – w naturalny sposób nasuwa skojarzenia z niewinnymi, niesłusznie oskarżonymi i skazanymi. Symbolicznego (niekoniecznie tylko w sensie politycznym) znaczenia nabierają również słowa wypowiedziane w ramach reminiscencji ze studenckiej potańcówki z czasów młodości bohatera granego przez Gajosa: „Niezły układ nam się tu tworzy”. Układ taneczny staje się metaforą niewidzialnej, stopniowo oplatającej niewinne ofiary sieci. Prokurator Kostrzewa niczym pająk dopada swoje ofiary w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewają.

Bugajski doskonale wyczuwa rytm filmu – kiedy oglądamy zatrzymanie trójki biznesmenów, montaż wyraźnie przyśpiesza, a język filmu dostosowuje się do treści, które prezentuje. Z kolei pełna okrucieństwa scena więziennego gwałtu oddziałuje najmocniej za sprawą przyjęcia przez kamerę perspektywy strażnika. Zabieg ten staje się miernikiem kunsztu reżysera – można dojść do wniosku, że scena ta, inaczej sfilmowana, nie byłaby tak szokująca i obciążająca sumienie widza. Więzienny „klawisz” staje się tu wszak personifikacją bierności i okrucieństwa, jakich doświadczyli bohaterowie filmu.

Wróćmy na moment do kontekstu społecznego. Już w tej chwili pojawiają się zarzuty, że za produkcją filmu stoją ludzie sfrustrowani, skonfliktowani ze służbami państwa, które działają przecież w oparciu o demokrację, a ewentualne wyjątki od tej zasady stanowią zaledwie margines ich funkcjonowania. Polscy filmowcy w ostatnim czasie (w dużym uproszczeniu oczywiście, prace nad „Układem zamkniętym” rozpoczęły się bowiem w 2010 roku) chętnie biorą na warsztat patologie występujące w polskim państwie i społeczeństwie. Równo dwa miesiące przed filmem Bugajskiego premierę miała „Drogówka” Wojciecha Smarzowskiego, obnażająca demoralizację, nadużycia władzy oraz korupcję występującą w policji na szeroką skalę, od policjantów patrolujących ulice po komendanta, a nawet polityków na europejskim szczeblu. Z kolei miesiąc przed „Drogówką” mogliśmy w kinach oglądać „Pokłosie” w reżyserii powracającego po latach za kamerę Władysława Pasikowskiego. Film ten, będący – bardziej w sensie inspiracji niż bezpośredniej adaptacji – ekranową wersją książki „Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa, w szokujący sposób pokazuje mentalność polskiej prowincji i zbrodnie popełniane przed wojną przez jej mieszkańców na Żydach oraz na ludziach, którzy tę okrutną prawdę chcieli ujawnić.

Oczywiście filmy Bugajskiego, Smarzowskiego i Pasikowskiego są dziełami fabularnymi, zawierającymi wiele elementów fikcji oraz transpozycji elementów autentycznych, jednak stawiane przez nie diagnozy nie wydają się elementami political fiction. Machina urzędnicza działa oczywiście w demokratycznym trybie, a przestępstwa popełniane przez państwowych funkcjonariuszy należą do coraz częściej piętnowanych wyjątków, ale o tym, że daleko nam do standardów znanych z teorii państwa czy choćby praktyki innych krajów, wie każdy, kto choć raz w życiu miał do czynienia z jakimkolwiek urzędem. Podobnie rzecz ma się z antysemityzmem: jesteśmy narodem tolerancyjnym, ale – jak pokazały badania przeprowadzone niedawno w warszawskich szkołach – ponad połowa młodzieży nie chciałaby mieć Żyda za sąsiada.

Biorąc pod uwagę utrudniony proces produkcyjny (film Bugajskiego czterokrotnie został odrzucony przez PISF), pochwalić należy twórców za umiejętność operowania skromnymi środkami wizualnymi, które tworzą na ekranie spójną całość i bronią się w starciu z dziełami o znacznie większym budżecie. W „Układzie zamkniętym” brak oszałamiających efektów specjalnych, popisów kaskaderskich i milionowej cyfrowej postprodukcji, mimo to (nie) chcielibyśmy, żeby policja działała tak sprawnie jak w scenie zatrzymania głównych bohaterów. Komandosi Bugajskiego potrafią pokonywać płoty, otwierać drzwi, a podejrzani, chociaż posiadają broń, nie barykadują się na całą dobę w swoich domach. Oszołomieni, nie wiedzą nawet, co się stało. Sceny zatrzymań z „Układu zamkniętego” należą do najbardziej realistycznych i szokujących nie tylko w polskim kinie. Reakcje fizjologiczne i skutki, jakie te operacje przyniosły, chwilami wręcz wbijają widza w fotel. Bugajski dochodzi do granic realizmu, nie cofając się przed pokazaniem na ekranie napięcia i dramatu tych chwil. Współczujemy bohaterom i z innej perspektywy patrzymy na nasze codzienne troski – oto efekt, który kino coraz rzadziej jest w stanie osiągnąć. „Układ zamknięty” zamyka widza w swoim systemie i nie pozwala mu ani na chwilę stać się obojętnym; absorbuje totalnie i wymaga całkowitej atencji, pełnego utożsamienia się z zaprezentowaną historią.

Bugajskiemu udała się również rzecz niesamowicie interesująca, jeśli chodzi o same figury bohaterów. Dotychczas biznesmen był w kinie raczej postacią negatywną (patrz „Wall Street” Oliviera Stone’a), budzącą zazdrość, niechęć, kojarzoną z przekrętami, aferami i wyzyskiem. Kiedy spotykała go zasłużona kara („Casino” Martina Scorsese), widz odczuwał satysfakcję z powodu spełnionej sprawiedliwości (lub – przynajmniej w zgodzie z naszą etyką – powinien takową odczuwać, choć oczywiście identyfikacja z czarnymi charakterami, zwłaszcza tak sympatycznymi jak postać grana przez Roberta De Niro, zdarza się często). Wiele filmowych historii opierało się na tym, że zły biznesmen zakłócał naturalny rytm życia i zagrażał porządkowi lokalnej społeczności przez swoją chciwość („Chinatown”, w skrajnej formie filmy o Jamesie Bondzie) i dopiero jego ukaranie przywracało powszechny ład. Także w polskich filmach biznesem był często portretowany jako postać negatywna („Wielki Szu”, „Psy 2: Ostatnia krew”). Bugajski zreinterpretował więc niemalże archetypiczną postać: wykreował biznesmena, któremu nie tylko współczujemy, ale z którym się utożsamiamy. Ład i porządek społeczny zostaną przywrócone dopiero wtedy, gdy krzywda bohaterów zostanie wynagrodzona, ich oprawcy poniosą zasłużoną karę, a oni sami odniosą sukces.

Jeśli zatem, pomijając oczywiste kwestie patologii, wciąż zbyt częstych w społeczeństwie i aparacie władzy, film Bugajskiego zaprasza nas do dyskusji, to będzie to również dyskusja o roli intelektualistów, naukowców i biznesmenów w tym społeczeństwie. W filmie (i w życiu) pretekstem zniszczenia firmy było powołanie się na tak zwany wykup menedżerski – chwyt nieznany niedokształconym prokuratorom i funkcjonariuszom. Bugajski pośrednio krytykuje intelektualny marazm, niechęć do rozwijania się, nabywania wiedzy i umiejętności. W koszmarnym państwie, jakie śni reżyser, niedouczeni aparatczycy dyktują nam swoje warunki. Twórca „Przesłuchania” zdaje się tymczasem mówić, że prokurator powinien świecić wiedzą, szczególnie w dziedzinach, którymi się zajmuje.

Nieco paradoksalne wydaje się za to sportretowanie przez Bugajskiego mediów – to właściwie one, w osobie telewizyjnego dziennikarza, stają się jedynymi obrońcami prawdy. Teza to bardziej postulatywna niż możliwa do uargumentowania. W życiu niestety często bywa tak, że media „dokładają drwa do ognia”, nieraz służąc politycznym interesom, a pogoń za prawdą zastępując pościgiem za sensacją. To właściwie jedyny nieco dyskusyjny punkt filmu, ale w kontekście całokształtu absolutnie wybaczalny.

„Układ zamknięty” w sposób wysoce odpowiedzialny i kulturalny podejmuje niezwykle ważny społecznie temat. Jest to dzieło potrzebne, bo karykaturując pewne zjawiska, punktuje ich przesłanki i być może prowokuje pozytywne zmiany, zmusza do refleksji. Jeśli będzie choć maleńkim wkładem w poprawę społeczno-politycznej sytuacji w Polsce, to reżyser i biznesmeni stanowiący pierwowzory bohaterów będą mogli uznać, że ich praca nie poszła na marne. Bugajski, podobnie jak wspomniani wcześniej Smarzowski i Pasikowski, zdaje się wyznawać wiarę w to, że kino może zmieniać świat. I niewątpliwie jest to zjawisko warte odnotowania w czasach dominacji baudrillardowskiego braku jakiegokolwiek sensu, w tym również filmowego.

Pewna ogólna tendencja zauważalna w polskim kinie ostatniego czasu, nie tylko w „Układzie zamkniętym”, zdaje się stanowić wstęp do dyskusji i wyprawy w poszukiwaniu utraconych sensów. Po okresie produkcji zapatrzonych w seryjne amerykańskie kino klasy B rodzimi twórcy zdają się przewartościowywać nieco swoje myślenie o filmie. Zamiast gotowej koncepcji prostej rozrywki tworzą układ otwarty, w którym widzowie zapraszani są do przemyśleń o ważnych w każdym społeczeństwie sprawach. Odbiorcy ci wreszcie zostali potraktowani serio, jako poważni partnerzy do rozmowy, a nie publika o najbardziej plebejskich gustach, które należy zaspokajać. Warto więc przyglądać się „pewnej tendencji kina polskiego” i dziełom, jakimi jeszcze zaowocuje.
„Układ zamknięty”. Reżyseria: Ryszard Bugajski. Scenariusz: Mirosław Piepka, Michał S. Pruski. Obsada: Janusz Gajos, Kazimierz Kaczor, Robert Olech, Przemysław Sadowski i in. Produkcja: Polska 2013, 120 min.