ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (486) / 2024

Katarzyna Szkaradnik,

'DROGIEMU TADEUSZOWI R. Z NIEUSTAJĄCĄ POTRZEBĄ ROZMOWY O WSZYSTKIM - MIECZYSŁAW P.' (ANNA I MIECZYSŁAW PORĘBSCY, WIESŁAWA I TADEUSZ RÓŻEWICZOWIE: 'PISANIE JEST TYLKO DODATKIEM')

A A A
Po tom „Pisanie jest tylko dodatkiem”, zawierający korespondencję Anny i Mieczysława Porębskich oraz Wiesławy i Tadeusza Różewiczów z lat 1946–2011, sięgnęłam ze szczególnego rodzaju ciekawością. Taką, jakiej nie mogą przejawiać ani amatorzy epistolografii, ani wielbiciele dzieł autora „Kartoteki”, ani zainteresowani intymistyką – traktowaną czy to jako tzw. literatura dokumentu osobistego, czy jako unikatowy refleks ducha czasu, realiów historycznych odzwierciedlających się w doświadczeniu jednostek. Ów rodzaj ciekawości zarezerwowany jest dla dość szczupłego grona czytelników „Z. Po-wieści” Porębskiego, dla których listy do „drogiego T.” istniałyby nawet wtedy, gdyby głębokiej przyjaźni dwóch wybitnych indywidualności twórczych i myślicieli nie potwierdzało co najmniej 517 wiadomości wymienionych przez nich i ich żony w ciągu 65 lat.

Kiedy pisałam monografię poświęconą „Z.”, zastanawiałam się, czy fragmenty adresowane do „drogiego T.” funkcjonowały też pozaliteracko, czy są wyłącznie quasi-listami, formą, którą autor przyjął, by obdarzyć narratora wirtualnym odbiorcą jego dialogu wewnętrznego. Różewicz był przecież dla zasłużonego teoretyka, krytyka i historyka sztuki nie tylko serdecznym druhem („Kochany Tadeuszu, […] cieszę się, że pracujesz, ale żal, że spotkanie nasze znów się odwlecze. […[ Jutro zaczyna się rok szkolny. Mój Boże, Tadziu, gdzie my właściwie jesteśmy?” [s. 328, 329; 31.08.1985 r.]; „Kochany Tadeuszu, Przeraził mnie (trochę) Twój list […]; musimy jeszcze trochę pociągnąć, bo wbrew pozorom na świecie coraz bardziej pusto” [s. 293; 30.01.1984 r.]). Był również partnerem w refleksji nad stanem kultury i nad conditio humana w drugiej połowie XX stulecia. Zresztą dedykował przyjacielowi „Opowiadanie dydaktyczne”, a także uczynił go bohaterem „nożyka profesora”; z kolei Porębski zaprojektował okładkę słynnego tomiku „Niepokój” i przygotował wybór poematów Różewicza pt. „Zwierciadło” z własnym wstępem. 

Wspólny namysł nad problemami teraźniejszości snuli zaś głównie w trakcie długich rozmów, do których obfita korespondencja jest zaledwie ułomnym suplementem. („Nie będę się […] rozpisywał, wszelkie bóle i radości [które mają równy udział w żywocie ludzkim] opowiemy sobie przy okazji” [s. 36; list T.R. z 5.02.1952 r.]). Notabene, w książce znajduje się aneks zawierający m.in. publikowane już rozmowy: Tomasza Fiałkowskiego z Porębskim o poezji Różewicza w związku z jego 80. urodzinami oraz ich obydwu (zwłaszcza o „nożyku profesora”) moderowana i zarejestrowana przez Andrzeja Sapiję w 2000 r. W aneksie zamieszczono też wzajemne dedykacje, z których zaczerpnęłam powyższy tytuł (ponieważ został on tu oddany wersalikami, nie widać znaczącej oryginalnej postaci dwóch wyrazów: „Rozmowy” i „Wszystkim”).

Mimo owej wtórności słowa pisanego wobec mówionego czujemy, że właśnie tzw. egodokumenty pozwalają maksymalnie blisko obcować z autorem, a nawet poniekąd usłyszeć jego głos. Odnosząc się do korespondencji Różewicza z Ryszardem Przybylskim, Janusz Drzewucki wyznaje: „[J]eśli w trakcie lektury jakiegokolwiek tekstu, w tym także tego użytkowego, jakim jest (…) list, słyszę głos jego autora i nadawcy w jednej osobie, traktuję to jako rękojmię jego autentyczności i szczerości; chociaż (…) zajmując się literaturą, nie wypada pojęciem szczerości (…) szermować” (Drzewucki 2020). W przypadku omawianej tu pozycji – do czego jeszcze nawiążę – zarazem mamy i nie mamy do czynienia z „głosem anonima”. Owszem, twórczość wysokich lotów z definicji włącza się w swoistą dysputę o imponderabiliach; również dzieło Różewicza „dziś postrzegamy (…) jako głos w rozmowie, którą toczą najważniejsi polscy pisarze XX wieku, dramaturgowie i reżyserzy, malarze i filmowcy (…). I nie jest to po prostu debata o sztuce, lecz raczej o tym, kim jesteśmy. Do jego partnerów w tej rozmowie należą (…) między innymi Żeromski, Witkacy, Staff, Przyboś, Miłosz, Herbert. Są to wielce pouczające debaty” (Skrendo 2021: 8). Ale intentio operis nie w pełni można utożsamić z intentio auctoris. Jak zwierzał się Porębski w jednym z esejów: „Lubię czytać te listy, bo wiem, że to Platon sam w nich się do mnie zwraca. (…) [W dialogach – K.Sz.] zawsze mam pewne wątpliwości: z którym właściwie Sokratesem przychodzi mi się spotykać? Z tym, którego słowa autor dialogów wiernie mi powtarza? Z tym, którego (…) wykreował? (…) Tutaj, w liście, takich wątpliwości nie mam” (Porębski 1996: 8). Naturalnie, ów nieprzeciętny erudyta też nie był odbiorcą naiwnym – nieświadomym, że w epistolografii występuje gra masek i konwencji – lecz wyraził powszechne przeświadczenie, że korespondencja odsłania intymny świat nadawcy, pokazuje go jako wielowymiarowego człowieka. 

Kiedy ja analizowałam diagnozy, prognozy i motywy autotematyczne w powieściowych listach do „drogiego T.”, historyczka sztuki dr Krystyna Czerni wykonywała benedyktyńską pracę właśnie nad zbiorem realnej korespondencji krążącej między przyjaciółmi i ich żonami. Spuścizna ta znajduje się w archiwum prywatnym Jerzego i Joanny Porębskich oraz w Bibliotece Ossolineum; niektóre wiadomości przypuszczalnie zaginęły, co sugerują wzmianki w zachowanych, a także moje śledztwo dotyczące „Z.” (quasi-listy opatrzone datą częściowo powielają treść tych rzeczywistych). Trudno sobie wyobrazić osobę bardziej predysponowaną do opracowania owej kolekcji niż wspomniana długoletnia asystentka (i studentka) Porębskiego, która zredagowała m.in. cztery tomy jego tekstów dla Wydawnictwa Literackiego. Wykształcenie z pewnością pomogło jej w sporządzeniu przypisów, w dużej mierze objaśniających wydarzenia z życia artystycznego, a wspierał ją Emil Pasierski – redaktor w Wydawnictwie Warstwy, sam będący też edytorem. Co istotne, Czerni jest znawczynią twórczości Jerzego Nowosielskiego, bliskiego zarówno Porębskiemu, jak i Różewiczowi; w trakcie pisania biografii malarza rozmawiała z autorem „Duszyczki”, który powierzył jej opracowanie swojej korespondencji z Nowosielskim i jego żoną Zofią. Następnie przygotowała do druku jeszcze listy wymieniane przez Różewicza i Przybylskiego. Trzy przywołane tu nazwiska wiążą się z chyba najbardziej fundamentalnymi przyjaźniami poety, ale był on nader płodnym epistolografem: ukazały się już także tomy korespondencji z Czesławem Miłoszem, Henrykiem Voglerem i Karlem Dedeciusem, co daje sposobność do intrygujących badań porównawczych. Inne, niewielkie objętościowo zespoły listów Różewicza publikowano w czasopismach; sama Czerni zaś otrzymała niedawno stypendium na edycję jego korespondencji z Jerzym Tchórzewskim.

No właśnie: „korespondencja Różewicza”… Celowo rozpoczęłam od „Z.”, by przełamać odbiór omawianej książki jako kolejnej odsłony spuścizny epistolarnej autora „Regio” – o takiej tendencji świadczy nawet przeinaczenie pytania, które zadałam online podczas spotkania z edytorką, przez osobę przekazującą komentarze internautów („Pisanie…” 2024). Choć poeta siłą rzeczy jest powszechnie kojarzony, a wiadomości od niego znacznie przeważają, Porębski wcale nie schodzi na drugi plan – nie tylko dlatego, że jak na przyjaciela i empatycznego nadawcę przystało, Różewicz stale odnosił się do jego spraw osobistych, zawodowych oraz poglądów. W tym kontekście owa korespondencja z jednej strony nie stanowi „głosu anonima”, gdyż wiele mówi o nich obydwu, z drugiej natomiast stanowi taki ponadindywidualny głos, gdyż obaj wnikliwie, acz lapidarnie, ujmowali pewne szersze zjawiska. Możemy bowiem towarzyszyć autorowi „Ikonosfery” i autorowi „Pułapki” w rozciągniętej na 600 stron dyskusji o sztuce i literaturze, o rozwoju nauki i techniki, o przeobrażeniach kulturowych, o nastrojach społecznych, o kalejdoskopie wydarzeń, które obserwują i rozważają. Nie sposób nie przytaknąć edytorce, gdy stwierdza, że mamy do czynienia z „kapitalnym zapisem naszej współczesności – kroniką życia kulturalnego drugiej połowy XX wieku, nie tylko w Polsce” (Czerni 2023: 9).

Sztukę wymieniłam na początku, ponieważ znajdowała się w centrum zainteresowań zarówno Porębskiego, jak i Różewicza, ona też ich połączyła dzięki… wybrance tego pierwszego. Kiedy tuż po wojnie autor „Ocalonego” przyjechał na zaproszenie Przybosia do niego do Krakowa, spotkał tam Annę – krewną jego żony Bronisławy i córkę długoletniego sekretarza gminy Ustroń Jerzego Lazara. Anna wraz z przyszłym mężem studiowała historię sztuki, do czego nakłoniła także Tadeusza. Ów niezupełnie własny wybór zaważył na wyobraźni i tożsamości poety, a korespondencja z Porębskim oddaje doniosłość tego wątku. Czerni wręcz stawia tezę, że Różewicz „bardziej potrzebował sztuki niż poezji (…); sztuka – obraz – bardziej go karmiła” i była dlań „artykułem pierwszej potrzeby” („Pisanie…” 2024). Co znamienne, często prosił Porębskiego jako uczonego o fachową opinię, ale nie wahał się z nim polemizować, choćby w kwestii mało krytycznego podejścia do socrealizmu („Przypadkowo ujrzałem obraz [w. M. Nar.] grupy sopockiej »Rok 1905 – manifestacja« – doznałem uczuć mieszanych z przewagą nieufności – i nie zgodziłem się z Twoim sądem o tym obrazie” [s. 37; 17.03.1952 r.]). Niezależnie od tego epizodu obaj preferowali sztukę niedoskonałą, autentyczną, bliską życiu, niespokojną, obaj mieli osobisty stosunek do jej odbioru. O ile jednak Porębski czasem dawał wyraz znużeniu bieżącą produkcją artystyczną, o tyle Różewicz w trakcie każdej wizyty za granicą najpierw niestrudzenie zwiedzał galerie i dzielił się wrażeniami w korespondencji z przyjaciółmi. 

Skądinąd autor „Płaskorzeźby” przez lata wiele podróżował, zapraszany na premiery, spotkania, festiwale, wernisaże. Przykładowo w 1985 r. wysłał Porębskiemu widokówkę z wystawy „Traum und Wirklichkeit. Wien 1870–1930” w stolicy Austrii, a jesienią 1969 r. zaliczył swoisty maraton: „Drogi Mietku, przyjechałem na kilka dni do Sobieszowa (koło Jeleniej Góry). Będę tu do soboty 13.9., potem wracam do domu. We wrześniu chciałbym się jeszcze wybrać do Krakowa i do Warszawy” (s. 179; 9.09); w październiku zawitał do Ustronia (przyjaciela akurat tam nie zastał), 16 listopada zaś donosił: „[S]erdeczne pozdrowienia z Moskwy. W czwartek jedziemy (tzn. 70 osób – aktorzy i zespół techniczny teatru) do Wilna” (s. 181). Wzmiankowana przewaga ilościowa korespondencji Różewicza wynika stąd, że z każdego miejsca posyłał pocztówki: „[Z] Warszawy do domu jechałem drogą okrężną przez Piotrków, Radomsko (miasto rodzinne – wysiadłem na 5 godzin – nie poznałem), Częstochowę, gdzie odwiedziłem Ojca. Dziwna to podróż, w zaświaty. (…) Piszę do Ciebie nie dlatego żebym miał co pisać, a tylko dlatego, żebyś miał ode mnie kartkę” (s. 155; 3.09.1968 r.). Nieraz ich wiadomości „szukały” adresata, a nadawcy rozpoczynali od stwierdzenia, że nie są pewni, gdzie przyjaciel aktualnie przebywa. Obaj zresztą się przeprowadzali: autor „Niepokoju” mieszkał w Gliwicach, potem we Wrocławiu; Porębski zaś – w latach 50. i 60. w Warszawie, od 1970 r. w Krakowie (był tam wykładowcą akademickim i kuratorem w Muzeum Narodowym), w końcu głównie w Ustroniu, w domu rodzinnym żony. 

Zarówno Annie Porębskiej, jak i Wiesławie Różewicz z Kozłowskich należy się więcej uwagi, na co wskazuje już znamienna tytulatura książki: nadanie im rangi równorzędnych nadawczyń i adresatek. Listy czy kartki poety do żony historyka sztuki lub do obojga trafiają się nierzadko, same panie pisały sporadycznie, ale wiernie asystowały mężom w trudach codzienności i pracy twórczej – były ich prawdziwymi drugimi połówkami, raz po raz z czułością przywoływanymi w listach; w pewnym sensie stanowią wyjątkowo ważny wątek tej korespondencji.

Do istotnych jej motywów zaliczają się także teksty obu przyjaciół, które śledzili nawzajem z zainteresowaniem. Różewicz starał się popularyzować książki Porębskiego i zabiegał o ich przekład, namawiał go do bardziej literackich dzieł (np. kibicował „Z.”) oraz podejmował dialog z jego pracami: „Przeczytałem Twoje »Wysokie okno« (…) – czytam wszystko, co ogłaszasz w krajowej prasie – i nabrałem takiej chęci do rozmowy z Tobą, że zaczynam planować wyjazd do Warszawy (…). [W dramatach Witkacego – K.Sz.] »bohater« ciągle wymienia z drugim »bohaterem« różne aforyzmy na temat sztuki (…), »czystej formy« itd., ale często czyni to przy pomocy chwytów stosowanych w »zwykłych« sztukach teatralnych (Właściwie jest to miejscami Fredro – który po prostu zwariował). Natomiast w samej konstrukcji dramatów nie ma nawet śladu – tego o czym wspominasz w zakończeniu »Wysokiego okna« (…)” (s. 101; 27.12.1962 r.).

Jak już zaznaczyłam, również Porębski interpretował utwory Różewicza, w których upatrywał reakcję na awangardę oraz na sytuację, jaka powstała później. Zwracał uwagę, że ten rzekomy antytradycjonalista ma do przekazania ważkie refleksje nie tylko nad nieodległą przeszłością wojenną i nad nowoczesną cywilizacją, w której „spada [się] we wszystkich kierunkach / równocześnie”, lecz także nad rudymentami kultury i jej możliwymi losami. Dlatego w quasi-listach w „Z.” zostały zawarte idee historiozoficzne dotyczące relacji między teraźniejszością a tym, co potencjalne. Przywołanie Różewicza pozwoliło autorowi nawiązywać do jego poglądów, które w dużym stopniu podzielał (zob. Szkaradnik 2023: 160–161).

O ile zgadzali się odnośnie do fundamentaliów, o tyle szczegóły były dla nich bodźcem do wymiany myśli. Nie zdołam tu nawet naszkicować panoramy poruszanych zagadnień, choćby dlatego, że Porębskiego frapowały też m.in. antropologia, nauki ścisłe, cybernetyka i logika. Listy tego intelektualisty, acz czterokrotnie mniej liczne, zawsze dotykają kwestii największej wagi i momentami niezbyt się różnią od jego esejów czy dyskursywnych partii „Z.”. Przytoczę obszerniejszy cytat ilustrujący jego styl oraz rozumowanie: „Na razie zgłębiam Wittgensteina. (…) Wydaje mi się, że jeśli nie jest się poetą (»najtrwalszy użytek jaki można zrobić z języka«), to trzeba w końcu odważyć się być filozofem. Wszystko inne to tylko gromadzenie materiałów. No jest jeszcze historia: »Jak to było naprawdę?«. (…) i jest Parnicki, ale (…) to historia i filozofia, jego »powieściowość« jest właściwie pozorna, »służebna« – »sposób mówienia«, a nie »autonomiczny« gatunek. Może na tym to polega: jeśli »sposób mówienia« staje się »gatunkiem«, przestaje się po prostu liczyć? To przecież Twoja teza: co innego być poetą, a co innego »uprawiać poezję« (…). Nie każdy, kto maluje jest malarzem, jest paru znanych nawet malarzy, co właściwie prawie nie malowali (…). Z drugiej strony jednak malarstwo polega na malowaniu, pisarstwo na pisaniu itd. Ale chyba nie na malowaniu dla malowania, pisaniu dla pisania. Raczej na samej sytuacji potrzeby, konieczności i możności albo niemożności. A to już filozofia (i historia)” (s. 154; 12/13.08.1968 r.).

Niemniej Porębski zwierzał się przyjacielowi także ze spraw osobistych, przy czym z upływem lat pojawia się w listach coraz więcej rozczarowań, chociażby pracą wykładowcy (tu niewątpliwie protestują szeregi jego uczniów) czy słabym oddziaływaniem społecznym rzetelnej krytyki sztuki. Również jako kustosz autor „Kubizmu” borykał się z przeszkodami i zawodami, takimi jak zniweczenie ekspozycji w krakowskim Muzeum Narodowym, którą opracował, przez nowego dyrektora z nadania partyjnego. Podobnie jak poeta-adresat popadał w kryzysy twórcze i duchowe („Miet. nie może przezwyciężyć »piórowstrętu« i bardzo cierpi – a obiecywał Ci list” [s. 395; 4.04.1987 r.] – donosiła Anna); optymizmem nie napawały go też okoliczności, nawet po transformacji ustrojowej („Trzymaj się, Tadziu Kochany, przetrwaliśmy okupację (jedną i drugą), przetrwamy póki co demokrację, która niech nam rozkwita (tylko przedtem trzeba by ją na nowo zasiać, a nie ma nie tylko inspektu, ale nawet doniczki). A na ogrodników kandydatów sporo, aż czarno” [s. 461; 2.11.1991 r.]). 

W zestawieniu korespondencji obu przyjaciół uwidacznia się odmienny sposób formułowania myśli, zapewne będący pochodną odmienności charakterów, które wszakże wydają się komplementarne. Różewicz częściej żartował i puszczał oko do odbiorcy, a treść jego wiadomości przypomina tutti frutti. Przykładowo 17 czerwca 1986 r. pytał: „Czy Hania czuje się lepiej (…). Czy oglądałeś mecz Polska – Brazylia? (…) Czy już się golisz moim (tzn. Twoim) pędzelkiem?” (s. 362). Warto jednak nie czytać książki na wyrywki, gdyż nawet ten ostatni detal ma głębsze dno: „Mój pędzel (z prawdziwego borsuczego włosia […]), przekazuję Ci Mietku na znak nierozerwalnego związku (mimo pewnych różnic świato-poglądowych w godzinach porannych). Tylko… żeby gdzieś nie zaginął (…)!! Był to pędzel mojego życia, niech Ci służy długo! Twój pędzel jest nędznym ogryzkiem, wyrzuć go szybko na śmietnik!” (s. 360; 3.06.1986 r.). Jak wiadomo z „Opowiadania dydaktycznego”, „poeta śmietników jest bliżej prawdy / niż poeta chmur”, a stąd zaledwie krok do poezji pędzla do golenia. Czasem natomiast przyziemne sprawy przeszkadzają w tworzeniu, co Różewicz stwierdzał autoironicznie, skarżąc się na stojący pod oknem jego „pracowni” trzepak, na którym odświeżają dywany mieszkańcy bloku i bawią się dzieci: „Żałosne mam jak widzisz problemy w stosunku do jakiegoś Sartra [!], Dürrenmatta (…)” (s. 159; 5.10.1968 r.). 

Autor „Odejścia głodomora” nieraz przejawiał dystans do siebie: „[W]czoraj kupiłem choinkę (…) ale drzewko nie wywołało zachwytu… a to małe, liche, bez gałązek… (…) mała, mała… ja też mały… Słowacki też był mały… drzewko postawi się na szafce i będzie duże…” (s. 228; 14.12.1976 r.). Niech jednak humorystyczne uwagi nie uśpią naszej czujności, przeplatają się bowiem z niebłahymi diagnozami, np.: „[A]utor dramatyczny powinien robić również teatr – »reżyserować«, to jest straszne ([…] Jezu! A komu by się chciało to robić?) mieć swój zespół – wyobrażasz sobie mój zespół (he he he) jego organizację (…). My, Mietek, jesteśmy ludzie XIX wieku. A ile milionów płacze na »Przygodach Pana Michała« u nas? (my też, he he he). Przecież u nas ciągle toczy bój Sienkiewicz z Przybyszewskim a nie żaden (choćby) Brzozowski z Witkiewiczem (choćby)” (s. 184–185; 14.01.1970 r.). Typowa dla Różewicza metoda swobodnych zestawień obrazów, które tworzą napięcia semantyczne stanowiące źródło poetyckiej polisemii (zob. Burkot 1987: 12), najwyraźniej występuje nie tylko w wierszach. Z luźniejszą strukturą zdań idzie w parze konfrontowanie rubaszności z tematyką metafizyczną i tonacją serio, zarówno w pojedynczych wiadomościach, jak i w kolejnych. Przykładowo obserwujemy takie przejście na sąsiednich stronach: „(Mietek! Latka lecą, co?! Wprawdzie ostatnio – wzbroniono mi alkoholicznych napojów – ale w Sylwestra wypiję kielich gorzałki z myślą o Tobie)” (s. 259; 16.12.1980 r.); „[Ż]yczeń Ci nie przesyłam (…) bo życzyłem Ci zawsze – przez 35 lat? – samych dobrych rzeczy – no i widzisz co z tego wyszło” (s. 259; 23.07.1981 r.); „[C]zęsto rozmawiam z Tobą (i dyskutuję)… w myślach. Dyskusje dotyczą spraw ogólnych »filozoficznych« (ale w praktycznym tego słowa znaczeniu) a więc najważniejszy problem: starzenie się, śmierć… w związku z tym »sprawa« wiary (?)…” (s. 261; 18.06.1982 r.). 

Z biegiem czasu kwestie egzystencjalne i eschatologiczne wysuwają się na pierwszy plan. Jeszcze w sędziwym wieku „[o]baj nadal dzielą się małymi radościami, troskami, nie przestając do końca stawiać pytań zasadniczych: o czas i historię, o duszę, o konieczne, choć trudne, wybory, sens poezji i sztuki. Przez całe dorosłe życie poszukiwali tego sensu wspólnie” (Czerni 2023: 13). Mieli to szczęście (z czego korzyść dla czytelników ich korespondencji), że umysł służył im do ostatka – tuż przed 90. urodzinami Porębski snuł w listach wywody niczym w swoich esejach: „A jeśli idzie o nasze niezależne od zegara emocje, to zgodnie z psychoanalizą głębi uważam, że w każdym z nas, mężczyzna czy kobieta, jest obu materii pomieszanie (…). Nie mówiąc już o różnych nawiedzających nas duchowych mocach, pośrednio, medialnie tylko uchwytnych, bo jak to angelologom wiadomo, każdy »byt subtelny« (żeby użyć tu określenia ich znawcy Jureczka Nowosielskiego) to osobny gatunek, a gatunki jako takie Ciał nie mają” (s. 540; 8.03.2011 r.). Dwie dekady przedtem wyznawał: „Warto by pogadać o nieśmiertelności. Wierzę, że coś takiego istnieje, ale poza czasem i bez (…) udziału naszej świadomości, bo ta funkcjonować może jako proces tylko w czasie i do-cześnie. Są po prostu wartości, które od czasu nie zależą, w których się uczestniczy, albo i nie uczestniczy” (s. 459–460; 2.11.1991 r.). Również na tej płaszczyźnie życie zazębia się z twórczością, wszak sztuka należy do elementarnych nośników wartości, a jej „długie trwanie” – pisał autor „Ikonosfery” w jednym ze szkiców – oznacza, że „stan upadku (spadanie »poziome« (…) Różewicza [z poematu »Spadanie…« – K.Sz.]) jest stanem normalnym historycznej egzystencji człowieka (…). Ale (…) tak zwane ciemne wieki nigdy nie były aż tak ciemne, (…) zawsze dawały jakąś tam szansę przetrwania ukierunkowanym na »drugiego« wartościom” (Porębski 2011: 212). Takie ukierunkowanie ujawnia się też w listach poety oraz krytyka sztuki. Według Czerni łączyła ich więź niemal sakramentalna – niezwerbalizowane, lecz oczywiste przyrzeczenie wierności, troski i odpowiedzialności za drugą osobę aż do śmierci („Pisanie…” 2024).

Z kolei pewnego rodzaju symbolem długiego trwania stał się tytułowy nożyk z poematu Różewicza. Jak zauważa badaczka, „przez swój wygląd i pochodzenie z »żelaznego wieku« (…) manifestował obcość wśród (…) obrazów Strumiłły, Nowosielskiego, Brzozowskiego. (…) Refleksje nad nożykiem poeta konfrontował z przedstawieniem banalnych sytuacji (…); wpisał bycie rzeczy (…) w upływający czas, namacalnie uchwytny przez zmieniający się pejzaż na biurku Porębskiego. Przez to rzecz stawała się materialnym świadkiem i współuczestnikiem jego życia – życiorys profesora splatał się z biografią rzeczy” (Kurska 2013: 47). Sam bohater wiersza wspominał: „Mój nożyk – pamiątka po więziennej pracy na torach – stanowi tylko ogniwo całości znacznie rozleglejszej, do której należy przede wszystkim wizja pociągu-transportu jadącego przez czas. (…) Zdumiewające, jak szeroki świat został w nim [poemacie – K.Sz.] zamknięty i jak każdy szczegół ma w nim znaczenie” (Porębski 2004: 167). 

Porównanie do pociągu mknącego poprzez czas może się nasuwać, ilekroć obcujemy ze zbiorami korespondencji obejmującymi tak długi okres i tak „szeroki świat”; kolejne wiadomości byłyby wagonami („ogniwami”) tego składu. Jak przygotowano go do jazdy, by zapewnić pasażerom najlepsze warunki? Niewątpliwie już na pierwszy rzut oka dostrzega się staranność edytorską, począwszy od pomysłowej i efektownej przestrzennej okładki (niestety, mniej trwałej niż lakierowane). Doszukiwanie się uchybień zakrawałoby na małostkowość wobec ogromu materiału i pracy, jakiej wymagał w założonym krótkim czasie. Wszakże muszę przyznać, że redaktorkę językową we mnie nie w pełni przekonuje rozwiązanie dotyczące odzwierciedlenia autografu: „[Z]achowano pisownię oryginalną, poprawiając jednakowoż milcząco oczywiste błędy i usterki pisowni, ujednolicając także – dla wygody czytelnika – zapisy tytułów i zwrotów obcojęzycznych oraz niekiedy korygując płynną, zwłaszcza u Różewicza, interpunkcję” (s. 15–16). Po pierwsze, zastanawia owo „niekiedy”, sugerujące arbitralność; po drugie, pozostawiono mimo wszystko dużo przykładów niepoprawnego przestankowania (co widać nawet w przytoczonych tu cytatach). Rzecz jasna, w poezji Różewicz twórczo wykorzystywał możliwości, jakie daje rezygnacja z interpunkcji; pytanie jednak, czy raczej mimowiedne rozmijanie się z zasadami przestankowania w korespondencji ma identyczną wagę. Analogicznie: czy oddanie zgodnie z oryginałem np. przypadków niezamykania przecinkiem zdań podrzędnych w listach Porębskiego przynosi czytelnikowi większą korzyść niż dostosowanie pisowni do reguł, skoro nie chodzi o wydanie stricte naukowe (tzw. typu A, krytyczne). Podobnie wygląda kwestia ortografii (por. występujący w cytowanym wcześniej fragmencie dopełniacz „Sartra”).

O ile konwencja ujęcia treści korespondencji budzi we mnie częściowe obiekcje, o tyle chapeau bas należy się edytorce za sporządzenie przypisów. Chociaż mogą się zdawać dość lapidarne, jest ich aż ok. 1700, a przede wszystkim świetnie spełniają swoją funkcję: rozszyfrowują i uzupełniają enigmatyczne wzmianki o osobach, dziełach, artykułach, wystawach, spektaklach, wydarzeniach (również zagranicznych) oraz rozmaite aluzje. Jak tłumaczy Czerni, opracowanie komentarzy wymagało długich kwerend w bibliotekach (nie każdy powojenny periodyk zdigitalizowano) i wymiany mnóstwa e-maili, pomocne okazały się także przypisy z korespondencji z Dedeciusem („Pisanie…” 2024); zresztą inne listy Różewicza bywają przytaczane jako kontekst. Jako edytorka nie oparłabym się jednak pokusie dodatkowych objaśnień, np. napomknienia Porębskiego, że „przybywa trochę na ciele” niczym Rzecki (s. 158; 18.09.1968 r.). Jest to wszak stwierdzenie przekorne, bo poczciwy bohater „Lalki” pocieszał się w ten sposób, choć siły go opuszczały. Niewykluczone, że redaktorka postanowiła nie odbierać czytelnikowi przyjemności odkrywania tego typu smaczków na własną rękę. Miłym akcentem są umieszczone na końcu zdjęcia, z perspektywy edytorki natomiast czuję lekki niedosyt, otrzymawszy dosłownie pojedyncze reprodukcje listów i pocztówek – ale mam świadomość, że zwiększenie ich liczby wymusiłoby zmianę publikacji na dwutomową. Brakuje mi też wybranych awersów widokówek Różewicza, zwłaszcza że nieraz do tych ilustracji nawiązywał; na szczęście dostajemy lakoniczny opis, co na nich widnieje. Przykładowo na pocztówce z hasłem „11 Zjazd ZSMP” i znaczkiem ze scenką propagandową dodał w postscriptum: „Przepraszam Was, ale nie mam innych kartek (nasi graficy to durnie) musicie więc cierpieć” (s. 253; 8.08.1980 r.). Wreszcie na uwagę zasługuje funkcjonalna koncepcja indeksu, który zawiera daty życia i informację o zawodzie czy głównych zajęciach postaci. Przeglądając ich niemal 40-stronicowy wykaz, znów chce się odnieść do tej korespondencji refleksje snute nad „nożykiem profesora”: „[M]a dla mnie wymiar epicki, bo wszyscy się w nim pojawiają, łącznie (…) z naszymi zmarłymi. (…) To rzeczywiście summa naszego żywota i czasu, który nam dano” (Porębski 2004: 167). 

Skoro omawiany tom wolno uznać za summa vitae dwóch znakomitych umysłowości, może znajdziemy w nim wskazówki, jak zagospodarować ów „czas darowany”? Takie propozycje ostrożnie formułuje autor „Ikonosfery”: „[N]ależy robić, co się da i pilnie się przyglądać, co robią inni – dla nauki i samej satysfakcji świadomego patrzenia. Więc to by było chyba to: świadome patrzenie. To co innego niż być świadkiem: gapiem, zbuntowanym, obojętnym” (s. 158; 18.09.1968 r.). W tym kontekście oczywisty jest tytuł wystawy urządzonej przez niego z okazji kongresu Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki w 1975 r. – „Widzieć i rozumieć”. Dalej stwierdza Porębski: „A świadomie patrzeć (widzieć patrząc) to albo powieść, albo filozofia. Nic innego nas nie ocali” (s. 158). Edytorka słusznie nadmieniła w przypisie, że powyższą ideę zrealizował w powieści filozoficznej „Z.”, jednak choć sama starałam się ukazać głębię tego mało znanego utworu, muszę podkreślić, że postulat jego autora obaj przyjaciele spełniali również w korespondencji. I odkładając na półkę tom mieszczący pół tysiąca wiadomości, które miały być „tylko dodatkiem”, zaryzykuję tezę, że właśnie one ich ocalają.

Literatura:

Burkot S.: „Tadeusz Różewicz”. Warszawa 1987.

Czerni K.: „My historycy sztuki!!”. [Przedmowa do:] A. i M. Porębscy, W. i T. Różewiczowie: „Pisanie jest tylko dodatkiem. Korespondencja 1946–2011”. Wrocław 2023. 

Drzewucki J.: „Życie daje nam te same myśli”. „Twórczość” 2020, nr 10. https://tworczosc.com.pl/artykul/zycie-daje-nam-te-same-mysli/.

Kurska A.: „O rzeczach, które wspierają pamięć”. „Czytanie Literatury. Łódzkie Studia Literaturoznawcze” 2013, t. 2.

„»Pisanie jest tylko dodatkiem«. Spotkanie z Krystyną Czerni (Korespondencja. Różewicz x Porębski)” [1.03.2024]. Dom Literatury, 3.03.2024. YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=Yt6jWPgtbhM.

Porębski M.: „Rok 2001. Różewicz patrzy na tekst jak na powierzchnię, którą trzeba zagospodarować (rozmowa z Tomaszem Fiałkowskim)”. W: tegoż: „Krytycy i sztuka”. Kraków 2004.

Porębski M.: „Spotkanie z Ablem”. W: tegoż: „Spotkanie z Ablem”. Kraków 2011.

Porębski M.: „Te rzeczy nigdy się nie zdarzyły, ale są zawsze”, „Tygodnik Powszechny” 1996, nr 36.

Skrendo A.: „Śmierć i narodziny Poety”. „Tadeusz Różewicz”. Dodatek do „Tygodnika Powszechnego” 2021, nr 17. 

Szkaradnik K.: „Poszukiwacz sensu wśród strzępków historii. Wokół »Z. Po-wieści« Mieczysława Porębskiego”. Katowice 2023. https://wydawnictwo.us.edu.pl/sites/wydawnictwo.us.edu.pl/files/wus_2023_szkaradnikk_poszukiwacz_sensu_ebook.pdf.
 

Anna i Mieczysław Porębscy, Wiesława i Tadeusz Różewiczowie: „Pisanie jest tylko dodatkiem. Korespondencja 1946–2011”. Podała do druku, opracowała i wstępem opatrzyła Krystyna Czerni. Wydawnictwo Warstwy. Wrocław 2023.